Opis wycieczki na Szeroką Jaworzyńską z Jaworzyny Tatrzańskiej. Trasa przez Zieloną Dolinę i Murowany Koszar.



Szeroka Jaworzyńska
Przebieg: Jaworzyna Tatrzańska – Dolina Zielona Jaworowa – Szeroka Jaworzyńska – Świstowa Góra – Jaworzyna Tatrzańska
Dystans: ok. 20 km
Szacowany czas przejścia: ok. 7-8 h
Suma podejść: ok. 1300 m
Szczyty na szlaku: Szeroka Jaworzyńska (2210 m), Świstowy Kopiniak (2196 m), Świstowa Góra (2070 m), Murowany Koszar (1870 m)
Parking: bezpłatny
Trudności techniczne: Konieczność używania rąk podczas podejścia od strony Doliny Zielonej Jaworowej.
Trudności orientacyjne: Brak kopczyków i wyraźnych ścieżek na odcinkach Dolina Zielona – Szeroka Przełęcz Jaworzyńska oraz Szeroka Przełęcz- Szeroka Jaworzyńska
Wycieczkę rozpoczynamy w Jaworzynie Tatrzańskiej, Samochód zostawiamy jak zwykle na poboczu drogi w pobliżu kościoła Św. Anny, na wysypanej żwirem zatoczce. Ponieważ jesteśmy poza sezonem, nie ma tu innych aut i zastanawiamy się przez chwilę, czy nie skierować się na któryś ze świecących pustkami parkingów. Ostatecznie dochodzimy do wniosku, że skoro znak zakazu parkowania stoi kilkanaście metrów dalej, a latem trudno tu znaleźć wolne miejsce, raczej nie musimy martwic się mandatem lub blokadą koła.

Na Szeroką Jaworzyńską chcemy wejść od strony Doliny Zielonej Jaworowej. Zamieszczone w internecie filmy i opisy dostarczają nam kilku wskazówek na temat przebiegu trasy, jednak pozostaje kilka niewiadomych. Największą zagadkę stanowi podejście z doliny na Szeroką Przełęcz – wiemy, że żleby w okolicy Zielonego Stawu są bardzo strome i kruche, ale nie znamy lepszej alternatywy. Ne mamy też pewności, którędy dokładnie iść z przełęczy na wierzchołek. Z tego powodu postanawiamy, że w budzących wątpliwości miejscach pójdziemy na wyczucie, a ze szczytu zejdziemy innym wariantem – przez Murowany Koszar.

W stronę rozejścia szlaków pod Muraniem idziemy szeroką, asfaltową drogą. Stąd wędrujemy zielonym szlakiem prowadzącym na Lodową Przełęcz. Do doliny nie docierają jeszcze promienie słoneczne, jest zimno, w niektórych miejscach ścieżka jest oblodzona. Mamy jednak nadzieję, że sprawdzą się prognozy pogody, które zgodnie zapowiadały bezchmurne niebo i wysoką jak na tę porę roku temperaturę.

Agata dziwi się, że tak długo trzymamy się szlaku, jednak widok majaczącej w oddali Doliny Zielonej przekonuje ją, że idziemy dobrze. Gdy wygodna szutrowa ścieżka zwęża się, a pod nogami pojawiają się kamienie, zaczynam wypatrywać chatki stojącej na polance z prawej strony szlaku. Po jej minięciu szybko docieramy do kolejnego charakterystycznego miejsca – drewnianej kładki. Przechodzimy nią przez strumyk i zwiększamy czujność – kilkanaście metrów dalej, od szlaku odchodzi ścieżka prowadzącą do Doliny Zielonej.

Znajdujemy ją bez trudu – miejsce skrętu znajduje się za drugim strumyczkiem i oznaczone jest ściętym drzewkiem, umieszczonym pniem w kierunku szlaku.

Wyraźną, wygodną ścieżkę w kilku miejscach zastawiają zwalone drzewa, ale nie przysparza to większych problemów. Szybko pokonujemy strome podejście i wchodzimy do Doliny Zielonej. Zatrzymujemy się i fotografujemy masyw Lodowego i Tatry Bielskie. Wiemy, że to dopiero przedsmak tego, czego będziemy mogli doświadczyć na szczycie, ale i tak krajobraz robi na nas spore wrażenie.

Ruszamy w dalszą drogę i zaczynamy wypatrywać optymalnego sposobu wejścia na Szeroką Przełęcz. Najtrudniejsze wydaje nam się dotarcie na łagodnie wglądający trawiasty stok ponad linią pierwszych skał. Ponieważ wyprowadzające na niego warianty, które startują w pobliżu stawu, są raczej kiepskie (ślisko i krucho), porzucamy ścieżkę wiodącą w jego kierunku, skręcamy w prawo i idziemy w stronę najmniej stromego żlebu.

Początkowy odcinek wiedzie w nim po skalnych pólkach. Nie jest tu jednak stromo, dzięki czemu nie odczuwamy najmniejszych trudności technicznych. Po kilku metrach z prawej strony pojawia się szeroka ścieżka, wchodzimy na nią i pokonujemy kolejne metry przewyższenia. W górnej części żlebu ścieżka nagle się urywa (są ślady sugerujące, że przecina kolejny mniejszy żleb z prawej, ale zakładamy, że ktoś się pomylił, ponieważ taki przebieg byłby nielogiczny w przypadku drogi na przełęcz). Postanawiamy podejść wyżej przekonani, że to tam należy jej szukać.

Stok nie jest tak łagodny, jak sądziliśmy. Na domiar złego trawa jest śliska, a ścieżka skutecznie się przed nami ukrywa. Ostrożnie stawiamy kroki i powoli dociera do nas, że pokonanie kilkuset kolejnych metrów zabierze nam bardzo dużo czasu. W końcu podejmujemy decyzję o podejściu wyżej i kontynuowaniu wędrówki przy skałach – wiemy, że nawet jeśli nie znajdziemy tam równego terenu, będziemy mieli się czego przytrzymać.

Gdy w końcu docieramy na przełęcz, dostrzegamy poniżej ścieżkę, na którą nie udało nam się trafić. Wysoka trawa powoduje jednak, że widzimy tylko jej krótki fragment i nie jesteśmy w stanie prześledzić jej przebiegu. Po krótkiej przerwie na posiłek Agata oddaje się pasji fotografowania, a ja próbuję wypatrzeć drogę na wierzchołek. Po kilku minutach tracę nadzieję na znalezienie wydeptanego terenu, nie dostrzegam również kopczyków. Z tego powodu postanawiamy ruszyć na szczyt „jak puści”.

Pierwsze, widoczne z przełęczy wzniesienie pokonujemy, wdrapując się na skałki i podchodząc między nimi po trawkach. Za nim trafiamy na ścieżkę, ale ta szybko się urywa – dochodzimy do wniosku, że na wierzchołek można dojść na wiele sposobów i nie należy zaprzątać sobie głowy szukaniem optymalnego wariantu. W miejscach, w których się da, idziemy wprost do góry, a jeśli trafiamy na strome ścianki, obchodzimy je z prawej strony. Wkrótce docieramy w pobliże wierzchołka i wchodzimy na niego, stosując tą samą metodę.

Widok z Szerokiej zapiera dech w piersiach. Podziwiamy Tatry Bielskie, Jagnięcy i Kołowy Szczyt, Baranie Rogi oraz masywy Lodowego i Jaworowego Szczytu. Za Świstowym Szczytem dostrzegamy Staroleśny, a na prawo od niego Gerlach i m.in. Kończystą, Ganek, Wysoką, Rysy, Mięgusze, Kozi Wierch i Orlą Perć. Rozpoznajemy także odlegle szczyty Tatr Zachodnich: Bystrą, Starorobociański Wierch, Jakubinę, Rohacza Ostrego i Wołowiec.

Dochodzimy do wniosku, że opinie o najlepszej panoramie w całych Tatrach są w pełni uzasadnione, a idealnym podsumowaniem tego, co czujemy, jest wypowiedziane przez zadumaną Agatę zdanie „ja pierdolę, jak pięknie”. Rozkładamy się na wierzchołku i przez ponad godzinę wlepiamy oczy w tatrzańskie kolosy.

Nie chcemy opuszczać Szerokiej, ale ponieważ dni są coraz krótsze i czeka nas wędrówka w nieznanym terenie, w końcu z niechęcią ruszamy w drogę powrotną. Zgodnie z planem kierujemy się na grań prowadzącą przez Świstowy Kopiniak na Murowany Koszar. Niemal od razu trafiamy na wyraźną, wygodną ścieżkę.

Pod wierzchołkiem spotykamy dwóch Słowaków idących na Szeroką z Łysej Polany. Wymieniamy spostrzeżenia i ruszamy dalej. Bez problemów docieramy na Światowy Kopiniak i Świstową Górę. Nie możemy uwierzyć, gdy patrzymy w stronę Szerokiej – z tej perspektywy wygląda imponująco i upodabnia się do widocznych za nią strzelistych turni.

Wędrówka granią jest czytelna i pozbawiona trudności technicznych. Prawie cały czas idziemy po dobrze wydeptanej ścieżce, a gdy ta znika nam z oczu, nie tracimy czasu na jej poszukiwanie, ponieważ wcześniej czy później znów na nią trafiamy. Pewną niewiadomą jest miejsce, w którym opuszcza ona grań. Szukamy rozwidlenia, ale okazuje się to zbyteczne – za Koszarowym Murem ścieżka skręca w lewo i prowadzi do doliny szerokimi, łagodnymi zakosami.

Po wejściu do lasu sprawa nieco się komplikuje – ścieżynka jest coraz mniej widoczna, a orientację utrudniają zwalone drzewa. Gdy docieramy do szerokiej leśnej drogi, biegnącej za Suchym Wierchem Jaworowym, skręcamy w lewo i ruszamy w stronę Jaworzyny. Przez chwilę idziemy w dobrym kierunku, ale ten wkrótce się zmienia. Widzimy swoją pozycję na mapie, ale ponieważ nie wyświetla ona wszystkich ścieżek, nie mamy pewności, czy idąc na azymut, na jakąś natrafimy. Postanawiamy więc kawałek zawrócić. Wiemy, że choć nadłożymy w ten sposób sporo drogi, dotrzemy do zielonego szlaku.

Mijamy miejsce, do którego sprowadziła nas ścieżka z Koszara, a na pobliskim rozejściu dróg skręcamy w prawo. Dość długo idziemy równolegle do szlaku, ale w przeciwnym niż byśmy tego chcieli kierunku. Gdy wydaje mi się, że jesteśmy na najlepszej drodze, by zwiedzić Dolinę Zadnią Jaworową, ścieżka skręca w lewo i zakosami sprowadza w kierunku potoku, nad którym biegnie szlak.

Okazuje się, że nie zaszliśmy tak daleko, jak nam się wydawało – mamy niespełna dwa kilometry do rozejścia pod Muraniem i jesteśmy na wygodnej szutrowej drodze. Nie musimy się obawiać, że dopadnie nas zmrok, zwalniamy kroku i robimy ostatnie zdjęcia urokliwym szczytom górującym nad Doliną Jaworową. Przed wieczorem wracamy do Jaworzyny i udajemy się w drogę powrotną na Śląsk.