Opis wejścia na Świstowy Szczyt w Tatrach Wysokich. Podejście ze Zbójnickiej Chaty.



Świstowy Szczyt
Przebieg: Zbójnicka Chata – Dzika Kotlina – Świstowy Szczyt – Dzika Kotlina – Zbójnicka Chata
Dystans: ok. 6 km
Szacowany czas przejścia: ok. 3 h
Suma podejść: ok.500 m
Suma zejść: ok 500 m
Szczyty na szlaku: Świstowy Szczyt (2382 m)
Trudności techniczne: konieczność użycia rąk na grani między wierzchołkami
Podejście na Świstowy Szczyt rozpoczynam przy Pośrednim Zbójnickim Stawie w Dolinie Staroleśnej (zobacz opis wycieczki do doliny >>). Przez chwilę zastanawiam się, czy iść przez Świstowy Grzbiet, czy zgodnie z planem przez Dziką Kotlinę. Ostatecznie o wyborze drugiego wariantu decyduje kilka czynników: nie dostrzegam kopczyków i ścieżki prowadzącej na Grzbiet, wierzchołek ponownie zakryły chmury i obawiam się, że jeśli się wypogodzi, będę miał problem z orientacją w terenie podszczytowym, trawa jest lekko przymrożona i śliska (niska temp. w nocy), a po drodze czekałby na mnie trawers, po bardzo stromym trawiastym zboczu.

Do Dzikiej Kotliny wędruję niebieskim szlakiem prowadzącym na Rohatkę. Opuszczam go w miejscu, w którym rozpoczyna się strome podejście na przełęcz, u podnóża charakterystycznych skalnych tarasów. Ścieżka na Świstowy jest tu tak dobrze widoczna, że wprowadza w błąd idącą za mną dziewczynę – jest ona przekonana, że nadal porusza się szlakiem i orientuje się, że poszła nie tam, gdzie trzeba, dopiero gdy na drodze pojawiają się pierwsze głazy.

Biała strzałka wskazuje ścieżkę prowadzącą na Świstowy Szczyt, niebieska – dalszy przebieg szlaku na Rohatkę
Droga przez kamienne rumowisko jest bardzo dobrze oznaczona, więc nie martwię się tym, czy jestem na ścieżce. Idę od kopczyka do kopczyka i po kilku minutach ponownie dostrzegam wydeptany teren. Wraz ze wzrostem nastromienia, psuje się jednak jakość podejścia – jest coraz bardziej sypko i nawet idąc do góry, muszę uważać, by nie stracić równowagi.

Dość szybko docieram do szerokiego wypłaszczenia, z którego mogę przyjrzeć się okolicznym wierzchołkom. Chmur nie widać już nie tylko za moimi placami nad Staroleśnym, Wysoką i Dziką Turnią, wiatr rozwiał je także nad Świstowym. Ruszam w dalszą drogę, w nadziei, że pogoda nie spłata mi figla i będę mógł nacieszyć się widokami ze szczytu.

Przed Zadnim Świstowym Karbikiem, niewielką przełęczą na grani, na którą wyprowadza ścieżka, uderza we mnie silny wiatr. Przypominam sobie, że według prognoz jego prędkość może dochodzić dziś do 70 km/h. Bywało gorzej, ale ponieważ droga na pierwszy z wierzchołków – Mały Świstowy Szczyt prowadzi miejscami tuż przy urwisku, dochodzę do wniosku, że jeśli podmuchy się nasilą, zyskam szansę na zwiedzanie Tatr z lotu ptaka.

Na Małym Świtowym robię zdjęcia doskonale prezentującym się z tej perspektywy masywom Pośredniej Grani, Łomnicy, Durnego, Lodowego i Sławkowskiego Szczytu oraz charakterystycznemu dla tego miejsca trójnogowi z metalową puszką. To właśnie ta instalacja sprawia, że wiele osób kończy w tym miejscu wycieczkę na Świstowy, sądząc, że dotarły w jego najwyższy punkt. W rzeczywistości posiada on trzy niemal równe wierzchołki, ale najwyższym z nich, jest wznoszący się nieopodal Pośredni Świstowy Szczyt (2385 m).

Nie należę do osób, które w takich miejscach wdrapują się na najwyższe z głazów, aby poczuć satysfakcję, że wyżej wejść się nie da, ale jeśli pozwalają mi na to siły i ukształtowanie terenu z przyjemnością zwiedzam wszystkie możliwe wierzchołki. Dlatego też bez namysłu ruszam w stronę Pośredniego.

Ścieżka jest tu już nieco mniej widoczna, ale nie ma najmniejszych problemów orientacyjnych. Teren jest bardzo łatwy technicznie i jeśli używam rąk, to wyłącznie w celu podtrzymania równowagi. Po przeprawie przez głazy czeka mnie już tylko niezbyt strome podejście po zboczu. Mniejsza popularność miejsca i ukształtowanie terenu, sprawiły, że ktoś przygotował tu doskonałej jakości wysepkę noclegową. Staranne obłożenie kamieniami chroni zapewne nie tylko przed wiatrem – wiercipięty nie spadną dzięki niemu w pobliską przepaść.

Tak jak przewidywałem Pośredni oferuje lepsze widoki na Wysoką, Rysy i polską część Tatr. Spodziewam się, że z kolejnego wierzchołka: Wielkiego Świstowego Szczytu (2382 m) ujrzę również Dolinę Litworową. Po kilku minutach ruszam w jego stronę.

Idę jak puszcza, w pobliżu grani. Co prawda widzę, że kilkanaście metrów niżej znajduje się ścieżka, ale nie chcę do niej schodzić w kruszyźnie. Kilkukrotnie używam rąk, ale podobnie jak wcześniej robię to głównie w celu utrzymania równowagi. Wybieram optymalne w mojej ocenie warianty przejścia i po kilku minutach dochodzę do Świstowej Szczerbiny – przełączki, z której wiedzie łagodna droga na ostatni z wierzchołków.

Tu zatrzymuję się na dłużej. Znajduję wygodny punkt obserwacyjny i podziwiam znajome turnie na zachodzie. Wzrok wędruje także po pobliskich dolinach, a gdy trafia na Litworowy Staw przypominam sobie jak wielki miałem przy nim ubaw, w nieodległych, nieodżałowanych czasach, gdy po słowackiej stronie można było poruszać się z psami.

Słońce świeci nad Gerlachem i skutecznie ogranicza robienie zdjęć najwyższemu z tatrzańskich kolosów. Muszę zadowolić się fotografowaniem drugiej strony, ale na szczęście i tu jest na co popatrzeć. Skupiam się Szerokiej Jaworzyńskeij i próbuję ocenić, na ile prawdziwe mogą być opinie, że roztacza się z niej najpiękniejsza panorama Tatr. Uznaję, że jest to bardziej niż prawdopodobne i postanawiam dopisać szczyt do mojej listy celów.

Wracam ścieżką, którą widziałem idąc na Wielki Świstowy. Biegnie ona kilkanaście metrów poniżej grani i omija skalne odcinki. Dzięki temu poruszam się sprawniej, a jedyne wymagające miejsce (bardzo sypkie, strome podejście) tuż przed Pośrednim, obchodzę po głazach z lewej strony. Ścieżka łączy się z tą, którą szedłem z Małego Świstowego i kilka minut później mijam pierwszy z wierzchołków.

Na Zadnim Karbiku wyciągam kijki. Nie przepadam za poruszaniem się z ich pomocą w sezonie letnim, ale w stromym szutrze są one bardzo pomocne. Ostrożnie schodzę do kamiennego rumoszu i kierując się linią wyznaczoną przez kopczyki szybko docieram do ścieżki, która łączy się z niebieskim szlakiem. Kilkanaście minut później wracam do Doliny Staroleśnej.