Opis wycieczki do Zbójnickiej Chaty w Tatrach Wysokich. Szlak ze Starego Smokowca.

Zbójnicka Chata

 

Przebieg: Stary Smokowiec – Hrebienok – Zbójnicka Chata – Hrebienok – Stary Smokowiec

Dystans: 16.3 km

Szacowany  czas  przejścia: 6:14 h

Suma podejść: 1081 m

Suma zejść: 1081 m

Szczyty na szlaku: brak

Parking: 15 euro; płatne u osoby z obsługi

Schroniska na szlaku: Zbójnicka Chata, w pobliżu szlaku Schronisko Bilika (Bilikova Chata) i Rainerowa Chatka

Trudności techniczne: w trzech miejscach łańcuchy (zamontowane głównie na wypadek oblodzeń), brak fragmentów mocno eksponowanych

Wycieczkę rozpoczynam w Starym Smokowcu. Samochód parkuję na wydzielonym w tym celu poboczu drogi, tuż przy wejściu na szlak. Jest tu jeszcze sporo wolnych miejsc, ponieważ dojazd blokuje tabliczka, kierująca pojazdy na inne uliczki. Początkowo jadę dalej, ale zawracam, gdy dostrzegam, że będę miał się gdzie zatrzymać. Pan z obsługi kręci się kilkadziesiąt metrów dalej i udaje, że nie widzi kolejnych parkujących przy drodze aut. Zastanawiam się, o co chodzi, ale gdy do niego podchodzę i dostaję kwit parkingowy, uznaję, że za zakaz wjazdu i krótkowzroczność odpowiada poranne lenistwo. 

Trasa do Zbójnickiej Chaty (polska nazwa Schronisko Zbójnickie jest rzadko używana) prowadzi przez Hrebienok (Siodełko). Można się do niego dostać zielonym szlakiem, biegnącą w jego pobliżu asfaltową drogą, jedną z licznych ścieżek, którymi usiana jest Dolina Sławkowska lub kolejką linową. W odróżnieniu od większości osób, które decydują się na wędrówkę asfaltem, wybieram wariant szlakowy i rozpoczynam łagodne podejście. 

W miejscu, w którym szlak po raz drugi łączy się na moment z drogą (ta prowadzi na wzgórze szerokimi zakosami), spoglądam na spowity chmurami stok Sławkowskiego Szczytu i zaczynam zastanawiać się, czy prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne. Nic nie wskazuje na to, aby miało się wypogodzić, a sporej wielkości kałuże przypominają o niedawnej ulewie. 

Na Hrebienok docieram szybko, ponieważ zależy mi na czasie – znajdujące się w Dolinie Staroleśnej schronisko nie jest jedynym celem mojej dzisiejszej wycieczki. Z tego samego powodu w dalszą drogę ruszam czerwonym szlakiem i omijam jedną z okolicznych atrakcji – Wodospady Zimnej Wody oraz dwie klimatyczne Chaty: Bilikovą i Rainerovą.

Z wygodną szutrową drogą żegnam się, gdy na rozejściu szlaków, skręcam w lewo i wchodzę na leśną ścieżkę prowadzącą do Zbójnickiej Chaty. Mam teraz pod nogami sporej wielkości, nierówno ułożone, mokre kamienie i staram się znaleźć kompromis między ostrożnością i rozsądnym tempem. Gdy docieram do mostku nad potokiem, zauważam dwie pozytywne rzeczy: dalsza droga jest niemal zupełnie sucha, a nad znajdującym się na prawo do niej masywem Kościołów, przebija czyste niebo. Niestety z lewej (czyli tam, gdzie zmierzam) szczyty nadal toną w chmurach. 

Poruszam się po różnej wielkości głazach i kamieniach i powoli odczuwam, rosnące przewyższenie. Po kilkunastu minutach dochodzę do pierwszego z miejsc zabezpieczonych łańcuchami. Sztuczne ułatwienia zostały tu zainstalowane głównie po to, aby ułatwić pracę nosiczom – teren jest dość łagodny, ale z uwagi na pobliski potok skała, po której należy przejść, jest mokra i przy niskiej temperaturze łatwo na niej o oblodzenia. Podobnie jest nieco dalej, przy drugiej linii łańcuchów.

Za drugim mostkiem rozpoczyna się najbardziej wymagający odcinek szlaku. Jest tu dość stromo, a wysokie kamienne schody, lata świetności mają dawno za sobą. Osoby schodzące w moim kierunku posuwają się wolno i ostrożnie, ja idąc w górę, mogę sobie pozwoli na większe tempo, ale i tak uważnie stawiam kolejne kroki.

Podejście wyprowadza na górne piętro Doliny Staroleśnej w pobliżu Długiego Stawu. Wkrótce dostrzegam Zbójnicką Chatę oraz wyłaniający się za nią, częściowo ukryty w chmurach Świstowy Szczyt. Mijam kolejne łańcuchy (tym razem teren jest bardziej stromy, ale ponownie nie ma problemu z pokonaniem go bez korzystania ze sztucznych ułatwień) i po kilkunastu minutach docieram do budynku.

Mam sporo szczęścia – wiatr rozwiał większość chmur (ciągle chowa się w nich jedynie wierzchołek Świstowego), dzięki czemu mogę po raz kolejny docenić urok miejsca, w którym się znajduję. Podchodzę na skalne półki powyżej schroniska i kieruję wzrok w stronę tatrzańskich turni. Obserwuję między innymi: masyw Pośredniej Grani, Lodowy i Jagnięcy Szczyt z jednej oraz Sławkowski Szczyt, Staroleśny Szczyt i Małą Wysoką, z drugiej strony. 

Po długiej przerwie wchodzę na niebieski szlak prowadzący na Rohatkę i dochodzę nim nad Pośredni Zbójnicki Staw – klimatyczne miejsce, z którego dostrzec można drugi pod względem wielkości tatrzański szczyt, Łomnicę. Robię kilka zdjęć i ruszam w stronę Świstowego.

Opis wejścia na Świstowy Szczyt w przygotowaniu >>

Kolejnym etapem mojej wycieczki jest wizyta w Zbójnickiej Chacie. Mając w pamięci deser, jakim uraczono mnie tu przed kilkoma tygodniami, decyduję, że nie skuszę się na nic do jedzenia, ale nie odmówię sobie Kofoli. Ta, jak w każdym miejscu w Tatrach smakuje wyśmienicie, a zawarta w niej kofeina łagodzi skutki dopadającego mnie powoli zmęczenia. 

Gdy zamierzam ruszyć w drogę powrotną, w  drzwiach schroniska spotykam znajomego, z którym w zeszłym roku wchodziliśmy na Furkot. Dziś był on na Czerwonej Ławce i Małym Lodowym i podobnie jak ja, schodzi do Smokowca. Ponieważ jednak ma zamiar zrobić w schronisku dłuższą przerwę, postanawiam na niego nie czekać. Z tej decyzji cieszy się przede wszystkim moje prawe kolano – tempo w jakim znajomy porusza się po kamiennych schodach, mogłoby okazać się dla niego zabójcze. 

Odcinek do pierwszego mostku pokonuję ostrożnie i niespiesznie. Po kilku sezonach od wypadku wciąż nie czuję się  w pełni komfortowo podczas schodzenia w stromym terenie. Świadomość, że utrata równowagi może mieć dla mnie katastrofalne skutki, skutecznie ogranicza moje ruchy, przez co na takie zejścia przeznaczam zwykle więcej czasu niż na podejścia. 

Za mostkiem idzie mi się już zdecydowanie wygodniej. Mniejszy kąt nachylenia terenu sprawia, że mogę nieco przyspieszyć i przestać się martwić o to,  że wpadnę w poślizg lub, że coś wyjedzie mi spod nóg. Szybko nadrabiam czas stracony w stromiźnie i wkrótce docieram do rozejścia szlaków na Rainerową Chatą. 

Od tego miejsca wędruję wygodną, szeroką szutrową drogą. Po niespełna 10 minutach dochodzę na oblegany przez turystów Hrebienok. Robię tu kilka zdjęć świetnie widocznej teraz Łomnicy i ruszam w kierunku parkingu. Pomimo że część osób decyduje się na powrót do Smokowca kolejką, a inni wybierają asfaltową drogę, na szlaku jest tłoczno. Minęły już niestety czasy, gdy słowackie Tatry świeciły pustkami – z roku na rok, rośnie liczba rodaków chętnych na wędrówki u naszych południowych sąsiadów, a i Słowacy częściej ruszają w góry. 

Na parking docieram kilka minut po szesnastej. Droga ze schroniska zajęła mi 2 godziny i 10 minut, wchodziłem 5 minut dłużej. Idąc, robiłem sporo zdjęć, więc nie śrubowałem tempa, ale nie było ono też spacerowe. Osoby nieprzyzwyczajone do szlaków w Wysokich Tatrach powinny zarezerwować sobie na podobną wycieczkę około 7-8 godzin – niewygodne, kamienne schody, mogą je skutecznie spowolnić, a szacowany czas przejścia (6:15 h) nie uwzględnia przerw i jak twierdzi wiele osób poruszających się po słowackich szlakach, jest dość optymistyczny.

Galeria

Scroll to Top