Opis wycieczki na Świstową Kopę. Podejście z Doliny Pięciu Stawów Polskich.

Świstowa Kopa

 

Przebieg: Palenica Białczańska – Dolina Pięciu Stawów Polskich – Świstowa Kopa – Morskie Oko – Palenica Białaczańska 

Dystans: 22.6 km

Szacowany  czas  przejścia: 7:36 h

Suma podejść: 1194 m

Suma zejść: 1194 m

Szczyty na szlaku: Świstowa Kopa (1858 m)

Parking: konieczność wcześniejszej rezerwacji online, cena zmienna

Schroniska na szlaku: Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, w pobliżu szlaku  Schronisko Morskie Oko i Schronisko w Dolinie Roztoki

Trudności techniczne: w okolicach Żlebu Żandarmerii miejsce, w którym trzeba podeprzeć się rękami

Wycieczkę rozpoczynamy na należącym do TPN parkingu w Palenicy Białczańskiej. Widniejącą na stronie parku informację o cenach całodziennego postoju zaczynających się od 36 zł, można niestety włożyć między bajki, a ponieważ biletów na pogodne soboty i niedzielę często brakuje już w piątek, rezerwacji najlepiej dokonywać w środku tygodnia, pamiętając o trzydniowym wyprzedzeniu (wówczas jest najtaniej). Inaczej niż w zeszłym roku, gdy ceny były zależne od popytu, obecnie nie ma szans na ich obniżkę – jeśli na początku tygodnia jest drogo, to później będzie tylko drożej.

Tym razem w Palenicy jesteśmy kilka minut po godzinie szóstej, co zawdzięczamy w dużej mierze nowo otwartemu odcinkowi Zakopianki (z Katowic jechaliśmy nieco ponad 2 godziny) Wolnych miejsc jest na razie sporo, ale z każdą minutą przybywa samochodów i wygląda na to, ze i w dniu dzisiejszym parking szybko się zapełni. Wkrótce powinno się rozwidniać, ale z parkingu ruszamy jeszcze po ciemku. 

Asfaltowy odcinek szlaku do Wodogrzmotów Mickiewicza pokonujemy w niespełna 30 minut. Agata dziwi się, gdy pomimo niskiej temperatury ściągam kurtkę, ale ostatni sezon zimowy nauczył mnie, że nawet podczas dużego mrozu łatwiej się przegrzać niż wyziębić. Skręcamy w stronę Doliny Pięciu Stawów i rozpoczynamy kilkudziesięciometrowe, dość strome podejście po kamiennych schodach.

Tak jak przypuszczaliśmy, na ścieżce pojawia się lód. Październik przyniósł w tym roku spore opady śniegu i o ile przygrzewające w ciągu kilku ostatnich dni słońce, poradziło sobie z nim na stokach o wystawie południowej, miejsca zacienione są mocno oblodzone i w wyższych partiach bardzo niebezpieczne. Martwię się nieco górnym, zwykle mokrym fragmentem podejścia, ale udaje się go pokonać bez większych trudności.

W Dolinie Roztoki obserwujemy promienie słońca wędrujące po zboczach Granatów i Buczynowej Strażnicy. Docieramy do rozejścia szlaków, a ponieważ spodziewamy się, ze w okolicach Siklawy może być bardzo ślisko, decydujemy, że do Doliny Pięciu Stawów pójdziemy szlakiem czarnym. 

Kamienny chodnik jest dość stromy, ale suchy. Sprawnie nabieramy wysokości i po kilkunastu minutach stajemy przy schronisku. Nie wchodzimy do środka, ponieważ zamierzamy to zrobić w drodze powrotnej Kierujemy się w głąb doliny ścieżką prowadzącą na Zawrat. 

Widoki zachęcają do częstego sięgania po aparat – nieco mroczna, ubrana w jesienne szaty dolina, świetnie kontrastuje z nasłonecznionym stokiem Koziego Wierchu i wierzchołkami Liptowskich Murów. Fotografujemy z pasją i powoli pokonujemy dystans dzielący nas od miejsca, w którym Roztoka wypływa z Wielkiego Stawu. Mijamy odbicia na Kozi i Szpiglasową Przełęcz i docieramy do wylotu Dolinki Pustej.

Kilka zespołów wspinaczkowych skręcających na szlak prowadzący na Kozią Przełęcz, powoduje, że kieruję wzrok na monumentalną, południową ścianę Zamarłej Turni. To na niej pisała się historia polskiego taternictwa i to ona stała się tłem słynnego wiersza Julian Przybosia.

Julian Przyboś – Z Tatr

Pamięci taterniczki, która zginęła na Zamarłej Turni

Słyszę:
Kamienuje tę przestrzeń niewybuchły huk skał.
To – wrzask wody obdzieranej siklawą z łożyska
i
gromobicie ciszy.
Ten świat, wzburzony przestraszonym spojrzeniem,
uciszę,
lecz –
Nie pomieszczę twojej śmierci w granitowej trumnie Tatr.
To zgrzyt
czekana,
okrzesany z echa,
to tylko cały twój świat
skurczony w mojej garści na obrywie głazu;
to – gwałtownym uderzeniem serca powalony szczyt.
Na rozpacz – jakże go mało!
A groza – wygórowana!
Jak lekko
turnię zawisłą na rękach
utrzymać,
i nie paść,
gdy
w oczach przewraca się obnażona ziemia
do góry dnem krajobrazu, niebo strącając w przepaść!
Jak cicho
w zatrzaśniętej pięści pochować Zamarłą.

Julian Przyboś, Z Tatr, [w:] Utwory poetyckie, oprac. R. Skręt, Kraków 1984, s. 509.

Przez dłuższy czas nie mogę oderwać oczu od skalnego kolosa. Przywołuję w pamięci mające tu miejsce zdarzenia, a hipnotyzująca uroda dolinki i tęsknota za czymś, co zdawało się ulecieć, ale daje o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach, sprawia, że mam ochotę rozłożyć się na trawie i spędzić tu kilka najbliższych godzin. Wkrótce jednak otrząsam się z zadumy i ruszam za Agatą w kierunku Walentkowego Wierchu – szczytu który jest głównym celami naszej wycieczki. 

Po powrocie do „piątki” kierujemy się w stronę schroniska. Ktoś pyta nas, jak było na Zawracie i nie do końca kojarzy, o co chodzi, gdy mówimy mu, skąd wracamy. Przeciskamy się pomiędzy coraz liczniejszymi grupami turystów i z niedowierzaniem patrzymy na  tłum kręcący się obok stawu i obsiadający polankę przy budynku. Na szczęście kolejka do bufetu nie jest tak długa, jak początkowo sądziliśmy (zmyliły nas osoby czekające na piwo), dzięki czemu mogę po kilku minutach cieszyć się kawą i tradycyjną szarlotką.

Spożywamy posiłek i ruszamy w kierunku Świstowej Kopy. Początkowo dość łagodny szlak szybko nabiera charakteru. Kamienny  chodnik jest stromy i nie ma na nim wypłaszczeń, przez co mocno daje się we znaki osobom ze słabszą kondycją. Łagodnie robi się dopiero na Świstowym Siodle. Zatrzymujemy się tu na chwilę i podziwiamy Dolinę Pięciu Stawów z jednej, oraz Tatry Bielskie oraz masywy Lodowego z drugiej strony.

Po sesji fotograficznej rozpoczynamy monotonne i dość wymagające zejście z przełęczy. Im dłużej idziemy, tym kamienne schody są wyższe, a zatory częstsze. Największy korek tworzy się przy Żlebie Żandarmerii, jedynym miejscu na szlaku wymagającym podparcia się rękami. Co ciekawe, większy problem mają tu świetnie wyekwipowane młode dziewczyny niż idący za mną około 10-letni chłopiec. Nie mam jednak złudzeń – nie każde dziecko będzie tu sobie radzić równie dobrze i dla wielu z nich przejście tego odcinka może okazać się bardzo wymagające.

Kilkanaście minut później schodzimy do asfaltowej drogi łączącej Palenicę z Morskim Okiem. Można stad w ciągu kilku minut dotrzeć do schroniska przy najpopularniejszym stawie w polskich Tatrach, ale ponieważ nie przepadamy za ściskiem i gwarem ruszamy w stronę parkingu. Ciszę się, gdy dostrzegam, że Agatę w jeszcze większym niż mnie stopniu drażnią poruszające się po drodze fasiągi. Oboje zdajemy sobie jednak sprawę, że konie będą tu wykorzystywane jeszcze przez wiele lat, ponieważ wciąż nie brakuje osób chętnych na podwózkę. 

Przy Wodogrzmotach Mickiewicza zastanawiamy się przez chwilę, czy nie skręcić do Schroniska w Dolinie Roztoki, dochodzimy jednak do wniosku, że niespecjalnie nam się chce i kontynuujemy schodzenie asfaltem. Na parking wracamy przed siedemnastą. Mamy przed sobą już tylko kilkugodzinny powrót do domu. 

Galeria

Scroll to Top