Opis wycieczki na Skrajny Granat przez Zawrat.

Skrajny Granat przez Zawrat

 

Przebieg: Brzeziny – Murowaniec – Zawrat – Kozi Wierch – Zadni Granat – Skrajny Granat – Murowaniec – Brzeziny

Dystans: 24 km

Szacowany  czas  przejścia: 12:50 h

Suma podejść: 1696 m

Suma zejść: 1696 m

Szczyty na szlaku: Mały Kozi Wierch (2226 m), Kozie Czuby (2263 m), Kozi Wierch (2291 m), Zadni Granat (2240 m), Pośredni Granat (2234 m), Skrajny Granat (2228 m)

Parking: płatny – 35 zł/dzień

Schroniska na szlaku: Schronisko na Hali Gąsienicowej (Murowaniec)

Trudności techniczne: szlak dla osób zaawansowanych – najtrudniejsze odcinki Orlej Perci

Wycieczkę rozpoczynamy na parkingu w Brzezinach. Miejsca postojowe znajdują się bezpośrednio przy drodze z Zakopanego do Łysej Polany. Polecam zaparkować tyłem, ponieważ w godzinach popołudniowych, na drodze jest dość duży ruch i manewr cofania może nie być wówczas bezpieczny. W zeszłym roku parking przeszedł remont, który poskutkował zwiększeniem opłat – obecnie za dzień parkowania trzeba zapłacić 35 zł. Osoby chcące zaoszczędzić, zostawiają samochody przy drodze do Murzasichla (około 200 m od skrzyżowania), jednak grozi za to mandat. O tańszej, legalnej wersji parkowania w pobliżu pisałem w relacji z wycieczki na Kozi Wierch

Parking w Brzezinach

Ponieważ na szlak idę w towarzystwie Justyny, niespecjalnie dziwię się, że wbrew zapowiadanym od rana ulewom i burzom, pogoda jest co najmniej przyzwoita i nic nie wskazuje na to, by miała się popsuć (choć trudno mi to przyznać, raczej nie ma tu mowy o przypadku – za każdym razem, gdy koleżanka jest w Tatrach, pogoda dopisuje, a ona uważa to, za rzecz oczywistą).

Wejście na teren TPN

Wieczorem planowałem kilka tras alternatywnych, teraz zaczynam wierzyć, że uda nam się wejść na Orlą Perć i dotrzeć nią przynajmniej na Kozi Wierch. Dalszą wędrówkę uzależniam od tempa marszu i naszego samopoczucia. Coraz mniej myślę o warunkach atmosferycznych, bo te zdają się grać na nosie większości prognostyków.

W stronę Hali Gąsienicowej

Idziemy czarnym szlakiem w kierunku Murowańca, pilnując, by nie przesadzić z tempem – już raz ekscytacja czekającymi nas widokami, spowodowała, że na Hali Gąsienicowej byliśmy w czasie o połowę krótszym, niż sugerują mapy, odczuliśmy to jednak brutalnie podczas podejścia na Zawrat – kolegę dopadł kryzys i do końca dnia wędrowaliśmy znacznie wolniej, niż mieliśmy w planach. 

Murowaniec

W schronisku robimy krótką przerwę, którą wykorzystujemy na przebranie się i uzupełnienie płynów. Odpoczywamy nad Czarnym Stawem. Uderza mnie bardzo mała ilość turystów – jesteśmy co prawda dość wcześnie, ale w wakacyjne niedziele, o tej godzinie z reguły jest tu już bardzo tłoczno. Zapowiadane od kilku dni opady, jak widać, skutecznie odstraszyły amatorów górskich wędrówek, dzięki czemu zwiększa się szansa na spokój na szlaku i brak zatorów przy łańcuchach. 

Pustki przy Czarnym Stawie

Obchodzimy staw i rozpoczynamy podejście nad Zmarzły Staw Gąsienicowy. Tu odbijamy w prawo i kierujemy się niebieskim szlakiem na Zawrat. Początkowo muszę mocno spowalniać Justynę, która postanowiła wbić wyższy bieg i powyprzedzać idące przed nami osoby. Z czasem okazuje się, że narzucone przeze mnie tempo marszu, nie jest tak wolne, jak początkowo sądziła, a ja z każdym pokonanym metrem nabieram przekonania, że gdyby jej wzrok zabijał, padłbym trupem. 

Okolice Zmarzłego Stawu Gąsienicowego

Charakter szlaku zmienia się przy łańcuchach – od tego momentu część obciążenia przejmuje górna część ciała, co pozwala nieco odpocząć nogom. Koleżanka świetnie radzi sobie w stromiznach, dzięki czemu szybko pokonujemy kolejne metry i po kilkunastu minutach docieramy na przełęcz. Tu rozpoczyna się sesja fotograficzna – sam robię sporo zdjęć, ale zapał, jaki wykazuje przy tym Justyna, po raz kolejny wprawia mnie w osłupienie. Tym bardziej że po chwili zostaję zatrudniony w roli jej fotografa i operatora kamery. Ponieważ jednak modelka upiększa dobrze znany mi krajobraz, staram się nie marudzić i dobrze wykonać powierzone mi zadanie.

Fragment stromego podejścia na Zawrat

Po kilkunastu minutach opuszczamy Zawrat i wchodzimy na wytyczoną przez księdza Gadowskiego słynną Orlą Perć. Początkowo szlak nie jest zabezpieczony, jednak dość szybko pojawiają się na nim pierwsze sztuczne ułatwienia i problemy techniczne. W Honoratce z niepokojem przyglądam się Justynie, ponieważ w tym roku, w tym miejscu zginęły już trzy osoby. Na szczęście pomimo lekkich obaw, przechodzi ona bez większych problemów przez ciąg łańcuchów i możemy kontynuować dalszą wędrówkę. 

Ostatnie łańcuchy Honoratki

Na szlaku jest niemal pusto, dzięki temu idziemy dość sprawnie. Krótkie przerwy wykorzystujemy na robienie zdjęć i podziwianie otoczenia doliny Pięciu Stawów (Dolinka Kozia chowa się w chmurach). W pewnym momencie spotykamy dwóch turystów – w jednym z nich rozpoznaję dość znanego aktora, uroda drugiego przypomina Justynie Ryana Goslinga. Ja co prawda podobieństwa nie widzę, ale jak ustaliliśmy z Tomkiem na Lodowej Kopie, powyżej 2000 metrów zaczynam cierpieć na obrzęk mózgu, co skutkuje tym, że dostrzegam czasami bardzo dobrze skrywaną kobiecą urodę – podejrzewam że z mężczyznami może to działać w drugą stronę.

Słynny „chłopek” na Zmarzłej Przełęczy

Plus spotkania jest taki, że Justyna goni Ryana i stara się, jak może, mieć go w zasięgu wzroku, minus – zbyt duże tempo kosztuje ją sporo wysiłku i wkrótce zaczynają ją pobolewać kolana. O dziwo, bez zatrzymywania się przechodzimy wymienioną na jesieni zeszłego roku drabinkę przy Koziej Przełęczy i najtrudniejszy w moim odczuci na całej Orlej Perci kominek za Kozimi Czubami. Podchodzimy na Kozi Wierch i zaczynamy zastanawiać się co robić dalej.

Zejście z Kozich Czub

Nasi nowi znajomi decydują się na zejście Żlebem Kulczyńskiego, my chcemy zakończyć wędrówkę na Granatach. Opuszczamy szczyt i kierujemy się w stronę Buczynowej Strażnicy. Po kilkunastu minutach wchodzimy do żlebu. Ostrożnie schodzimy do rozwidlenia szlaków, (kąt nachylenia żlebu jest taki, że niewygodnie schodzi się w nim zarówno przodem, jak i tyłem), żegnamy się z towarzyszami i ruszamy w stronę Granatów.

Nasi znajomi w Żlebie Kulczyńskiego

Podczas podejścia na Zadni Granat ustalamy, że spróbujemy dojść do jego Skrajnego imiennika. Ponieważ mamy dobry czas, zwalniamy i  dość długo odpoczywamy na pierwszym ze szczytów. Patrzę w stronę Pośredniego Granatu i przypomina mi się nieudana próba dotarcia na niego zimą – warunki śniegowe były wówczas fatalne i nie odważyliśmy się ruszyć stąd w jego kierunku. Teraz szczyt jest na wyciągniecie ręki, ale wiem, że pomimo średnich trudności technicznych należy tu szczególnie uważać – zmęczenie i mała ilość sztucznych ułatwień powodują, że także na Granatach dochodzi do wypadków śmiertelnych.

W stronę Zadniego Granatu

Dojście na Granata Pośredniego nie jest zbyt trudne i emocjonujące, znacznie ciekawiej robi się tuż za nim, Strome zejście na Skrajną Sieczkową Przełączkę wymaga zachowania ostrożności, a znajdująca się na niej słynna szczelina, robi spore wrażenie na Justynie. Ostatecznie jednak sprawnie stawia ona wymagany krok, dzięki czemu nie musimy korzystać z przebiegającego poniżej wariantu obejściowego.

Zejście na Skrajną Sieczkową Przełączkę

Wchodzimy na Skrajny Granat i choć do ukończenia Orlej Perci został nam jej najmniej wymagający fragment, podtrzymujemy decyzję o przerwaniu wędrówki  – bolące kolana coraz bardziej dają się we znaki, a jak mówi stare porzekadło „góry nie uciekną”. Robimy ostatnie zdjęcia grani i kierujemy się w stronę Doliny Czarnej Gąsienicowej.

Niecodzienny gość na Skrajnym Granacie 

Choć zejście ze Skrajnego Granatu ma nie najlepszą opinię, pokonujemy je bez większych przygód i po kilkudziesięciu minutach dochodzimy do ścieżki przy Czarnym Stawie. Później tradycyjnie wstępujemy na szarlotkę do schroniska i idziemy wygodną ścieżką w kierunku parkingu. Tu na Justynę czeka miła niespodzianka – spotyka dawno niewidzianego kolegę z liceum. Kilka minut później żegnamy się i ruszam w kierunku domu. Optymizm wynikający z tego, że jest dość późno, dzięki czemu uda mi się uniknąć korków szybko zderza się z szarą rzeczywistością – droga powrotna zajmuje mi niemal dwukrotnie więcej czasu, niż potrzebowałem rano na przyjazd. 

Galeria

Scroll to Top