Opis zimowej wycieczki z psem na Babią Górę.




Zimowa Babia Góra na czterech łapach
Przebieg: Parking Slana Voda – Babia Góra – Parking Slana Voda
Dystans: 16.3 km
Szacowany czas przejścia: 6.15 h
Suma podejść: 1018 m
Suma zejść: 1018 m
Szczyty na szlaku: Babia Góra (1725 m)
Parking: 2 euro; płatne u osoby z obsługi
Schroniska na szlaku: brak, schronisko Chata Slana Voda przy parkingu
Trudności techniczne: brak
Wycieczkę rozpoczynamy w Slanej Vodzie. Samochód zostawiamy na parkingu przy schronisku. Opłata za postój wynosi 2 euro (latem podobno 5) i jest pobierana przez osobę z obsługi. Darmowy parking na kilka samochodów znajduje się w Pasekach i wydaje się on dobrą alternatywą w sezonie zimowym (latem zapewne będzie problem ze znalezieniem tam wolnych miejsc). Aby na niego dotrzeć, należy przy schronisku jechać prosto i po około 1.5 km skręcić w pierwszy możliwy zjazd w prawo. Droga powinna być przejezdna w każdych warunkach, ponieważ powadzi do kilku zabudowań.

Cieszy mnie widok zaparkowanych obok aut – przez kilka ostatnich dni napadało sporo śniegu i obawiałem się, że trzeba będzie przecierać szlak. Teraz wiem, że wędruje przed nami kilka osób i obejdzie się bez torowania. Idziemy dobrze oznaczonym żółtym szlakiem – za schroniskiem skręcamy w prawo, przy tartaku w lewo i wychodzimy na długą prostą prowadzącą do Pasek.

W Pasekach mijamy mały bezpłatny parking (w tym momencie jest on pusty, ale po południu będzie na nim stało kilka pojazdów) i wchodzimy na drogę prowadzącą do Hajovny na Rovinach – klimatycznych budynków stojących przy polanie, z której roztacza się wspaniały widok na Tatry. Za zabudowaniami skręcamy w lewo i wchodzimy na dobrze wydeptaną, leśną ścieżkę.

W odróżnieniu od szlaku biegnącego z Krowiarek, ten ze Slanej Vody jest zdecydowanie bardziej malowniczy. Za naszymi plecami, co pewien czas wyłaniają się odległe masywy górskie, przecinamy zbocze, które opada do urokliwej dolinki, mijamy małą wieżę widokową i zadbane wiaty, pod którymi można odpocząć i spożyć posiłek. Dodatkowo podejście nie jest zbyt strome, dzięki czemu wędrówka bardziej przypomina spacer niż górską wyrypę.

Na szlaku nie ma tłumów, więc Lara biega beztrosko, kontrolowana za pomocą obroży elektronicznej. W pewnym momencie na ścieżce pojawia się młody Husky, który zapomina o bożym świcie i zaaferowany zabawą z naszą sunią nie reaguje na sygnały dźwiękowe, którymi jest przywoływany (podobnie jak Lara, ma obrożę elektroniczną). Koleżanka żartuje, że wrócę do domu z dwoma psami, ale po kilku minutach sytuacja robi się nerwowa – właściciela psiaka nie ma na szlaku i zaczynamy podejrzewać, że zwierzak mógł się zgubić. W pewnym momencie słyszymy odległy gwizd dobiegający z lasu i wiemy już, że pies nie wie, gdzie i którędy ma biec. Z szukającym Husky’ego skiturowcem lokalizujemy się za pomocą okrzyków i wkrótce pies wraca do swojego opiekuna.

Wybierając się na Babią Górę z czworonogiem, należy zwrócić szczególną uwagę na siłę wiatru. Każdy, kto zna tę górę, wie, że lekkie podmuchy zdarzają się tu rzadko, za to często wieje z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. Prognoza na dziś mówiła o maksymalnie 30 km/h (czyli jak na Babią miało być bezwietrznie) i o ile na mnie wiatr nie zrobił żadnego wrażenia, Lara miała z nim już pewne problemy.

Wiać zaczyna, gdy wychodzimy z lasu. Początkowo podmuchy są delikatne, jednak im jesteśmy wyżej, tym stają się one coraz silniejsze. Gdy rozpoczynamy podejście na grań, wiatr wzmaga się i uderza w nas zawiewany śnieg. Lara zaczyna szczekać (wygląda, jakby miotała psie przekleństwa) i próbuje znaleźć coś, za czym mogłaby się schować. Uspakaja się, gdy biorę ją na smycz, a moje nogi zaczynają jej służyć za wiatrochron. Po chwili oswaja się z sytuacją i prze do góry.

Na szczycie jest bajkowo. Bezchmurne niebo, doskonała przejrzystość powietrza i wysoka temperatura zachęcają do dłuższej przerwy, jednak nie decydujemy się na nią, ponieważ mam wrażenie, że Lara czuje się niekomfortowo – wiatr, na który nie zwracamy uwagi, prawdopodobnie jest dla niej uciążliwy (pies grzecznie siedzi, co nie jest standardem) Robimy więc tylko kilka zdjęć i szybko opuszczamy wierzchołek. Postanawiamy odpocząć poniżej grani, w miejscu, gdzie nie będzie wiało.

Zatrzymujemy się przy zasypanej śniegiem wiacie. Na szczęście tu również widoki są fantastyczne – przypatruję się Tatrom i próbuję rozpoznać poszczególne szczyty. Lara znów jest sobą – biega w kółko i stara się wyprosić coś do jedzenia. Po kilkunastu minutach opuszczamy polankę i ruszamy w drogę powrotną. Do Slanej Vody wracamy po południu. Pozostaje nam już tylko dwugodzinny powrót do domów.