Szpiglasowy Wierch i Wrota Chałubińskiego zimą – opis wycieczki.



Szpiglasowy Wierch i Wrota Chałubińskiego – wariant zimowy
Przebieg: Palenica Białczańska – Dolina Pięciu Stawów Polskich – Szpiglasowy Wierch – Wrota Chałubińskiego – Morskie Oko – Palenica Białczańska
Dystans: ok.23 km
Szacowany czas przejścia: ok 10 h
Suma podejść: ok. 1600 m
Suma zejść: ok. 1600 m
Szczyty na szlaku: Szpiglasowy Wierch (2172 m)
Parking: 49 zł, płatne poprzez stronę internetową
Schroniska na szlaku: Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, Schronisko Morskie Oko
Trudności techniczne: konieczne wyposażenie zimowe (raki, kask, czekan) miejscami stromo, brak fragmentów mocno eksponowanych
Wycieczkę rozpoczynamy na należącym do TPN parkingu w Palenicy Białczańskiej. Bilet zgodnie z wymogami, kupujemy wcześniej poprzez stronę internetową. Na placu stoi około dwudziestu samochodów, co wywołuje moje spore zdziwienie – jesteśmy co prawda dość wcześnie, ale jest niedziela, a w dni wolne w godzinach porannych w rejon Morskiego Oka udaje się spora ilość turystów, skiturowców i wspinaczy. Wątpię by wpływ na małą frekwencję miały wyłącznie zniechęcające prognozy pogody, być może część osób postanowiło nie wybierać się w góry ze względu na kiepskie warunki na szlakach.

Na asfaltowej drodze, wiodącej do Morskiego Oka nie ma już śladów śniegu. To rzadka sytuacja o tej porze roku (środek kwietnia), choć meteorolodzy ostrzegają, że zima wkrótce wróci. Przy Wodogrzmotach Mickiewicza skręcamy w prawo i wchodzimy w wyższe partie Doliny Roztoki. W ciągu dnia ma się co prawda mocno chmurzyć, a odczuwalna temperatura na Szpiglasowym Wierchu może spaść poniżej zera, ale póki co cieszymy się dobrą widocznością i przyjemnym ciepłem.

Do Doliny Pięciu Stawów Polskich podchodzimy zimowym wariantem. Zakładam kask i raki, a do rąk biorę czekan. Idące przede mną osoby w raczkach, ślizgają się w sypkim śniegu i jestem pod wrażeniem ich samozaparcia – jest tu naprawdę stromo, a w takich warunkach nietrudno o utratę równowagi, upadek i mogący zakończyć się poważnym urazem niekontrolowany zjazd po stoku. Na szczęście udaje im się dotrzeć bez szwanku do dobrze wydeptanej ścieżki prowadzącej do doliny w linii czarnego szlaku letniego i dalszą drogę pokonują w bezpieczniejszym terenie. My idziemy wprost do góry i po kilkunastu minutach docieramy do „Piątki”.

Na Szpiglasowy Wierch planujemy iść jednym z dwóch zalecanych obejść zimowych. Prowadzący na Szpiglasową Przełęcz letni szlak żółty jest skrajnie niebezpieczny pod względem lawinowym i kategorycznie nie należy poruszać się nim, gdy na okolicznych stokach zalega śnieg. Przyglądam się skiturowcom podchodzącym tuż za Przednim Stawem i chwilę później zauważam w ich pobliżu ślad założony przez piechurów. Po konsultacji z Jankiem decydujemy, że również pójdziemy tą trasą. Czekamy na Iwonę i po krótkiej przerwie w schronisku ruszamy w dalszą drogę.

mapa: tatramap.eu
Kolorem białym zaznaczone są zimowe warianty podejścia na Szpiglasowy Wierch, żółtym – sposób w jaki doszliśmy do wariantu nr 1, czerwonym – skrajnie niebezpieczny i zdecydowanie odradzany zimą, wariant biegnący w linii szlaku letniego.
Ścieżka biegnąca przy stawie kończy się na kosodrzewinie. Nie chcę deptać krzaków i postanawiam obejść je po średnio zachęcającym lodzie. Sondowanie kijkami daje co prawda obiecujące rezultaty, jednak już pierwszy krok kończy się wpadnięciem do wody. Cieszę się, że jest dość płytko – świecące słonce i dość silny, ciepły wiatr powinny szybko osuszyć zmoczone spodnie.

Kilkukrotnie obserwowałem wariant, którym zmierzamy obecnie w kierunku szczytu i każdorazowo wzbudzał on moje głębokie obawy – trawers stoków u podnóża Miedzianych wiąże się z ryzykiem porwania przez lawinę schodzącą z jednego z ich stromych żlebów. Co prawda dziś śniegu nie ma już zbyt wiele, a samo podejście jest bardzo przyjemne (dość łagodne i dobrze przetarte) i raczej bezstresowe (z jego perspektywy nie widać, co może spaść na głowę), ale o niebezpieczeństwie przypominam sobie, gdy dostrzega lawiniska na zboczach Wyżniego Kostura. Przyspieszam kroku i zwalniam dopiero w pobliżu żlebu wyprowadzającego na Szpiglasową Przełęcz.

Podejście żlebem jest dość strome i cieszę się, że idę z czekanem. Co prawda odsłonięte są łańcuchy, ale ich przydatność jest obecnie zerowa. Tuż przed przełęczą kończy się śnieg, a ostatnie metry wiodą po skale i kamieniach. Mocno wieje, ale wbrew zapowiedziom nic nie wskazuje na załamanie się pogody – na niebie widać jedynie cienką warstwę chmur i walczące o przebicie się przez nią słońce.

Z Jankiem, który wchodzi na przełęcz kilka minut później, ustalamy, że pójdziemy na szczyt i tam poczekamy na Iwonę (koleżanka powiedziała, że będzie się czuć komfortowo, gdy każde z nas pójdzie swoim tempem). Na Szpiglasowy Wierch wchodzimy kilka minut później. Podczas robienia zdjęć przyglądam się chłopakom, którzy usiłują zejść do Morskiego Oka. Mijaliśmy ich w drodze na szczyt i widziałem, że mieli na nogach raczki, dlatego z dużym niepokojem obserwuje ich zachowanie na stromych stoku pod przełęczą. Nie mam pojęcia czy na ich sposób schodzenia ma wpływ kiepska jakość śniegu, czy braki w wyposażeniu lub umiejętnościach, ale momentami wyglądają, jakby walczyli o życie. Zaczynam powątpiewać czy zejście do „Moka” jest dobrym pomysłem.

Kilkanaście minut później szczyt opuszcza dziewczyna, która podchodziła na niego samotnie drugim z wariantów zimowych. Obserwowałem, jak sprawnie poruszała się po stoku i wiem, że jeśli na przełęczy pójdzie w prawo, będziemy mogli ocenić rzeczywistą trudność zejścia. Po pewnym czasie widzimy, że nie ma powodów do obaw i decydujemy się na zrobienie pętli przez Morskie Oko. Tymczasem chłoniemy panoramę Tatr z Cubryną i Mięguszami na pierwszym planie i wyczekujemy pojawienia się Iwony.

Wkrótce szczęśliwa koleżanka dołącza do nas na szczycie. Zostajemy na nim jeszcze kilka minut, po czym niechętnie kierujemy się w stronę przełęczy. Zejście stromym fragmentem nie sprawia nam większych trudności, znacznie gorzej jest w miejscach, w których nie ma śniegu i trzeba przemieszczać się w rakach po wyślizganym kamiennym chodniku. Łatwo tu o utratę równowagi, o czym sam boleśnie się przekonuję – chwila nieuwagi powoduje, że rak ujeżdża, pechowo zahacza o spodnie (klinuje się na grubym szwie) i ląduję na kamieniach. Mogę mówić o sporym szczęściu – upadek kończy się stłuczeniem łokcia i wybiciem serdecznego palca prawej dłoni.

Od dłuższego czasu kusi mnie ominięcie odsłoniętych fragmentów kamiennej ścieżki i schodzenie ośnieżonym żlebem do czerwonego szlaku łączącego Morskie Oko z Wrotami Chałubińskiego. Po upadku chęć wzrasta i wypatruję miejsca, w którym będzie szansa na założenie rozsądnego śladu. Po kilkunastu minutach zauważam osobę, która podchodzi żlebem w naszym kierunku. Gdy jest bliżej, rozpoznaję dziewczynę, która szła samotnie na Szpiglasowy Wierch z DPSP. Początkowo sądzę, że kiepskie warunki zmusiły ją do powrotu na szlak, ale gdy pytam ją, co się stało, odpowiada, że była na Wrotach Chałubińskiego i wraca na nocleg do „Piątki”.

mapa: tatramap.eu
Kolorem białym zaznaczony jest sposób w jaki dotarliśmy do szlaku wyprowadzającego na Wrota Chałubińkiego
Nie planowaliśmy wejścia na Wrota Chałubińskiego. Zagrożenie lawinowe jest wciąż duże, a to, co mam przed oczami, gdy patrzę na wiodącą stąd w kierunku przełęczy drogę, wygląda jak ostatni dzień życia – ślad przebiega przed czołem świeżej lawiny gruntowej i trawersuje strome, mocno nasłonecznione zbocze. Z drugiej strony dziewczyna wyjaśnia, że w żlebie prowadzącym na przełęcz warunki są dobre i jest on w całości zacieniony. Gdy mówię Jankowi, że jest opcja pójścia na Wrota, nie waha się on ani chwili. Postanawiamy poczekać na schodzącą w towarzystwie trzech spotkanych na szlaku dziewczyn Iwonę i powiedzieć jej o nowym planie.

Iwona rezygnuje z podejścia, ale nie ma nic przeciwko temu, żebyśmy poszli bez niej. Ruszamy we dwójkę z założeniem, że dogonimy dziewczyny jeszcze przed schroniskiem. Tym razem pierwszy gna Janek, ja gonię go, zachowując bezpieczny, kilkunastometrowy odstęp. Bez problemu docieramy do żlebu prowadzącego na Wrota Chałubińskiego i sprawnie wchodzimy nim na przełęcz. Tu robimy kilka zdjęć i szybko schodzimy do doliny. Nie zmniejszamy tempa na ścieżce przy Stawach Staszica i udaje nam się dołączyć do koleżanki już na wysokości Szerokiego Żlebu.

Nikt z nas nie ma ochoty wchodzić do Schroniska przy Morskim Oku. Zamiast tego od razu kierujemy się asfaltem w stronę parkingu. Długi i monotonny marsz umilamy sobie rozmowami o pierdołach, ale w końcu jak zawsze w tym miejscu pojawia się temat Fiakrów i ich zaprzęgów. A ponieważ moje poglądy są w tej kwestii od lat niezmienne, radykalne i niecenzuralne, zamiast się o nich rozwodzić, skieruję apel, do osób rozważających skorzystanie z podwózki: Zanim wsiądziesz do fasiąga, spójrz w oczy ciągnących go koni. Jeśli nie zauważysz w nich cierpienia lub wyda Ci się ono nieistotne, to wskakuj do wozu i gnaj nim jak najszybciej i jak najdalej – może zdołasz uciec przed dopadającym Cię skretynieniem.