Opis zimowej wycieczki na Świnicę.





Świnica zimą
Przebieg: Kuźnice – Myślenickie Turnie – Kasprowy Wierch – Świnica – Myślenickie Turnie – Kuźnice
Dystans: 22.2 km
Szacowany czas przejścia: 10:01 h
Suma podejść: 1749 m
Suma zejść: 1749 m
Szczyty na szlaku: Kasprowy Wierch (1987 m), Beskid (2021 m), Świnica wierzchołek taternicki (2291 m)
Parking: 30 zł, płatne u osoby z obsługi
Schroniska na szlaku: Restauracja na Kasprowym Wierchu
Trudności techniczne: duża eskpozycja, konieczny sprzęt zimowy (raki, czekan, kask) i umiejętność korzystania z niego w poprawny sposób.
Wycieczkę rozpoczynam na parkingu 'Pod Nosem” Jestem dwa dni po świętach i dziś cena za dzień parkowania wynosi 30 złotych (do niedawna było to 20 złotych) Chłopak z obsługi sugeruje, że wynika to z dużego obłożenia i że spodziewa się jeszcze większych podwyżek w kolejnych dniach. 30 złotych to wciąż dobra cena w Kuźnicach, dlatego nie szukam innego parkingu, mam jednak nadzieję, że po Sylwestrze, opłata wróci na dotychczasowy poziom.

Przed przyjazdem dowiedziałem się, że w Zakopanem jest spore oblodzenie, a ponieważ parking przypomina lodowisko, od razu zakładam raczki. Gdy po kilku minutach czuję, że kolce pod prawym butem nie trzymają, zdaję sobie sprawę, że mogę mieć spore problemy na podejściu – na deptaku do Kuźnic jest ślisko, a nie łudzę się, że szlak do Myślenickich Turni będzie wyglądał inaczej. Ponieważ jest za mało śniegu na założenie raków, a chcę uniknąć upadku, postanawiam naprawić raczka.

Adam Słodowy nie byłby ze mnie dumny – „naprawiony” raczek ponownie odmawia posłuszeństwa po kilkuset metrach, a mnie nie pozostaje nic innego jak czujnie stawiać kolejne kroki i liczyć na to, że wkrótce będę mógł założyć raki. Znacznie wolniej niż planowałem, docieram do pośredniej stacji kolejki na Kasprowy i kontynuuję podejście w stronę szczytu. Po raz kolejny walczę z raczkiem (śniegu jest cały czas za mało na wygodny marsz w rakach) i tym razem udaje mi się osiągnąć stan, który umożliwia mi w miarę komfortową wędrówkę.

Na Kasprowy Wierch dochodzę po prawie trzech godzinach od wyjścia z parkingu. Pocieszam się, że nie zawiodło tempo, ale problemy sprzętowe, a dzięki wczesnej porze rozpoczęcia wycieczki wciąż mam spory zapas czasu. Odpoczywam kilkanaście minut i ruszam w stronę Beskidu.

Na grani wieje, ale nie są to podmuchy porównywalne z tymi, które doświadczyłem niespełna dwa tygodnie wcześniej na Wołowcu. Tam wiatr próbował nas przestawić, teraz mocno „duje”, ale nie ma to wpływu na komfort i tempo marszu. Jedyne co mnie martwi to jakość podłoża – sypki śnieg powoduje, że raki słabo trzymają na zejściu z Beskidu i zaczynam się obawiać, że podobnie może być na Świnicy.

Za Przełęczą Liliowe zastępuję kijki czekanem i zakładam kask. Czekan nie jest niezbędny przy podejściu na Pośrednią Turnię, ale zdecydowanie warto mieć go w dłoni podczas jej trawersu – potknięcie się w tym miejscu grozi zjazdem po długim i stromym stoku i jedynie wyhamowanie czekanem może nas uchronić przed poważnym urazem.

Z daleka widzę sporą grupę osób na Świnickiej Przełęczy. Gdy podchodzę bliżej, okazuje się, że jedną z nich jest słynny Pan Tadek. Turyści proszą go o wspólne zdjęcia, a on z uśmiechem na ustach pozuje do kolejnych fotografii. Gdy jedna z dziewczyn pyta, czy go to nie męczy, odpowiada, że wręcz przeciwnie i dodaje, że ceni ludzi powyżej schronisk, bo spotyka tu „inny typ człowieka”.

Po krótkiej przerwie rozpoczynam podejście na Świnicę. Jest stromo, a śnieg tak jak przypuszczałem, sypie się spod nóg. Na podejściu nie bardzo to przeszkadza, ale wiem, że będę musiał uważać przy schodzeniu. Tym bardziej że co jakiś czas raki trafiają na skały i kamienie. Po kilkunastu minutach dochodzę do trawersu, pokonuję najbardziej wymagający odcinek i wchodzę na wierzchołek taternicki.

Tu kończy się zimowy wariant podejścia na Świnicę. Kilkanaście metrów dalej znajduje się wierzchołek turystyczny, na który wyprowadza latem czerwony szlak. Zimą można dojść do niego trudną technicznie granią, ale w takich warunkach jak dzisiaj jest to bardzo ryzykowne. Gdy znajdujący się obok instruktor mówi swoim kursantom, że pomimo posiadania sprzętu, którym mogą się skutecznie zaasekurować, nie pójdą na grań, przestaję spoglądać w jej kierunku. Rozkładam matę do siedzenia i oddaję się podziwianiu widoków.

Pogoda jest doskonała, przyglądam się Orlej Perci i wybitnym szczytom Tatr Wysokich. Mój wzrok pada na Dolinę Cichą i przypomina mi się wiersz Tadeusza Przerwy-Tetmajera. A gdy młody chłopak, który chwilę wcześniej zjawił się na wierzchołku, oznajmia „k….a, zaje…e”, uśmiecham się pod nosem i rozmyślam o tym, jak różnie piękno przyrody potrafią opisać ci, którym Kaliope dała talent i ci, którzy dostali od niej kopa w tyłek.

Po niemal pół godzinie opuszczam szczyt. W najbardziej stromym miejscu przepuszczam turystę, który schodzi z kijkami, odwrócony plecami do ściany. Nie wiem, czy to brak wyobraźni, czy głupota, ale nie mam wątpliwości, że gdyby stracił tu równowagę (o co w takich warunkach nietrudno), runąłby w dół i nie miał najmniejszych szans na ratunek. Staram się zachować maksymalną czujność i bez niespodzianek schodzę na przełęcz.

Postanowiłem wracać tą samą drogą, którą tu dotarłem, dlatego czeka mnie teraz nieco wymagający powrót na Kasprowy. Podchodzę w kierunku Pośredniej Grani, mijam Liliowe i Beskid i docieram do górnej stacji kolejki linowej. Robię tu dłuższą przerwę i zastanawiam się, czy nie zaczekać na zachód słońca. Dochodzę jednak do wniosku, że zostało do niego zbyt dużo czasu i rozpoczynam wędrówkę w kierunku Myślenickich Turni.

Zmrok dopada mnie w okolicach Kuźnickiej Polany. Chwilę później muszę ściągnąć raki, ponieważ dalsza wędrówka w nich grozi skręceniem kostki. Włączam czołówkę i ostrożnie stawiam kolejne kroki (raczek już do niczego się nie nadaje). Prawdziwy test cierpliwości czeka na mnie na deptaku w Kuźnicach – jestem pewien, że świetnie bawiłbym się, gdybym miał na nogach łyżwy, ale marsz w twardych butach turystycznych jest tu nie lada wyzwaniem. Kilka razy wpadam w poślizg i bardziej niż zwykle cieszę się, gdy dochodzę do parkingu.
Trasa alternatywna