Opis wycieczki na Skrajne Solisko i Furkot.



Skrajne Solisko i Furkot
Przebieg: Szczyrbskie Jezioro – Skrajne Solisko – Furkot – Wodospad Skok – Szczyrbskie Jezioro
Dystans: 18 km
Szacowany czas przejścia: 9:17 h
Suma podejść: ok. 1520 m
Suma zejść: 1520 m
Szczyty na szlaku: Skrajne Solisko (2117 m), Furkot (2403 m)
Parking: 8 euro; płatne u parkingowego
Schroniska na szlaku: Chata Pod Soliskiem
Trudności techniczne: w kilku miejscach konieczność użycia rąk, brak fragmentów mocno eksponowanych, brak sztucznych ułatwień
Wycieczkę rozpoczynamy na parkingu znajdującym się obok sklepiku Etnia w Szczyrbskim Jeziorze (Strbske Pleso). Parking nie jest zbyt duży i bardzo szybko się zapełnia – po godzinie 6.00 był już zastawiony w ponad 50%. Opłata za pozostawienie samochodu na cały dzień wynosi 8 euro, pobiera ją sympatyczny Słowak z obsługi i należy jej dokonać w gotowce. W przypadku braku miejsc można ich szukać na innych, okolicznych „parkoviskach”. Należy tylko zwracać uwagę, czy nie staje się na miejscach przeznaczonych wyłącznie dla gości, któregoś z licznych obiektów noclegowych lub restauracji.

Idziemy we czwórkę. Gdy tuż po opuszczeniu parkingu Artur i dwaj Tomasze uruchamiają czasomierze i wrzucają trzeci bieg, wiem, że czeka mnie solidny wysiłek. Jezioro obchodzimy z prawej strony (szlak robi to od lewej), dzięki czemu już na wstępie zaoszczędzamy kilka minut. Kolejne urywamy przy podejściu. Dwóch Tomków postanawia się ścigać i robi to na tyle skutecznie, że gdy zatrzymuję się, żeby napić się wody, wraz z Arturem znikają mi z oczu i muszę podbiegać, żeby ich dogonić. Na szczęście już w pobliżu górnej stacji kolejki, Artur sugeruje, że takie tempo za bardzo nas osłabi i proponuje mocno zwolnić.

Jestem mu wdzięczny, ponieważ, jako że biega w ultra maratonach, chłopaki nie podejmują z nim dyskusji i w stronę szczytu idziemy już zdecydowanie wolniej. Na Skrajnym Solisku meldujemy się po półtorej godzinie od wyjścia z parkingu. Robimy zdjęcia i z niepokojem przyglądamy się nadciągającym chmurom. Na razie szczyt jest jeszcze w słońcu, ale wygląda na to, ze za kilkanaście minut zostanie nimi szczelnie okryty.

Zachmurzenie wzrasta i gdy opuszczamy wierzchołek, niewiele już widać. Co prawda po pewnym czasie schodzimy poniżej linii chmur, ale nic nie zapowiada tego, żeby coś je rozwiało – wiszą w zasięgu wzroku około stu metrów nad naszymi głowami. Idziemy niebieskim szlakiem w stronę Skutnastej Polany. Początek Doliny Furkotnej skąpany jest w słońcu, ale zupełni inaczej wygląda jej koniec, do którego zmierzamy. Wędrujemy wygodą ścieżką i ponownie zdobywamy wysokość. Gdy dochodzimy do Wyżnieo Stawu Furkornego, tracimy nadzieję na ładne widoki z Furkota. Co prawda chmury wiszą tu wyżej, ale przysłaniają wszystkie okoliczne szczyty.

Podejmujemy decyzję, że najpierw wejdziemy na Furkot, a później wrócimy na Bystrą Ławkę. Na mapie widoczne są dwie ścieżki, którymi można wejść na szczyt. Niższa przecina jednak piargi i biegnie dookoła, w związku z czym podchodzimy, wyższą, biegnącą przez dość stromy żleb. Gdy go pokonujemy, nie mogę uwierzyć, w to co widzę – spodziewałem się, że będziemy tu sami, a tymczasem ze szczytu schodzi kilkanaście osób. Tuż przed wierzchołkiem mijamy kolejnych turystów, ale dalej jest już pusto. Postanawiamy usiąść i poczekać na rozpogodzenie. Po około 30 minutach dochodzimy jednak do wniosku, że czekanie nie ma sensu i opuszczamy Furkot.

Postanawiamy zejść z drugiej strony Bystrej Ławki i wrócić na nią, ponieważ ten wariant jest dużo wygodniejszy (zdecydowanie polecam tędy wchodzić i schodzić z Furkota – jest bliżej, mniej stromo i krucho, a wejście na ścieżkę jest dobrze widoczne i nie da się go przegapić). Gdy jednak dochodzimy do szlaku, widzimy długą kolejkę, w której czekają osoby chcące przejść przez przełęcz i zmieniamy plany – schodzimy do Doliny Młynickiej i idziemy w stronę Wodospadu Skok.

Przy wodospadzie jest tłum ludzi – miejsce to, jest popularnym celem osób odpoczywających w Szczyrbskim Jeziorze. Niestety wiele z nc nie wie jak zachować się na szlaku. Szczególnie dobrze widać to przy łańcuchach – ponieważ zabezpieczone odcinki nie są zbyt strome i tworzą się przy nich korki, obchodzimy je z boku i mamy możliwość przyjrzenia się, jak turyści korzystają ze sztucznych ułatwień. Najgorsze wrażenie robi na nas mama, która idzie na jednym łańcuchu z około 10-letnim chłopcem – każdy jej ruch powoduje, że dzieckiem rzuca na każdą stronę. Szczęśliwie udaje im się zejść, ale nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby kobieta straciła równowagę.

Po minięciu wodospadu idziemy wygodną ścieżką do wylotu doliny. Po kilkudziesięciu minutach docieramy do Szczyrbskiego Jeziora, w którym odbywa się piknik. Czuję się jak na Krupówkach – w żadnym innym tatrzańskim mieście na Słowacji nie spotkałem dotychczas takiej ilości osób. Przeciskamy się między spacerowiczami i kierujemy się na parking. Tu wypijamy zasłużoną Kofolę, wsiadamy do auta i wracamy do domów.
