Opis wycieczki na Siwy Wierch przez Babki.



Siwy Wierch przez Babki
Przebieg: Bobrowiecki Wapiennik – Babki – Ostra – Siwy Wierch – Dolina Jalowiecka – Bobrowiecki Wapiennik
Dystans: 20,4 km
Szacowany czas przejścia: 8:50 h
Suma podejść: 1376 m
Suma zejść: 1376 m
Szczyty na szlaku: Babki (1566 m), Ostra (1764 m), Siwy Wierch (1805 m)
Parking: bezpłatny
Schroniska na szlaku: brak
Trudności techniczne: 2 łańcuchy na zejściu z Siwego Wierchu, brak fragmentów mocno eksponowanych
Wycieczkę rozpoczynamy w Bobrowieckim Wapienniku (Bobrovecka Vapenica). Nie ma konieczności wykupowania winiety, można tu bez trudu dotrzeć drogami lokalnymi. Parking nie jest duży, jednak we wczesnych godzinach porannych nie powinno być problemu z dostępnością miejsc. W ciągu dnia plac zapełnia się, ponieważ rejon cieszy się dużą popularnością wśród okolicznych spacerowiczów i właścicieli czworonogów. W przypadku braku miejsc na parkingu, samochody zostawiane są przy szutrowej drodze prowadzącej do Doliny Jałowieckiej. Parkowanie jest bezpłatne.

Ostatnimi czasy pogoda w Tatrach nie rozpieszcza, nie najlepiej ma być też dzisiaj – prognozy mówią o 2-3 godzinach w miarę bezchmurnego nieba i możliwych opadach deszczu w godzinach popołudniowych. Wraz z Iwoną i Tomkiem ruszamy z parkingu w nadziei, że wiatr rozwieje unoszące się wokół szczytów mgły i będziemy mogli nacieszyć się ładnymi widokami.

Znak przy asfaltowej drodze, którą początkowo wiedzie szlak, informuje o 12-stopniowym nachyleniu. Niby niewiele, jednak tempo, które nadaje Tomek, powoduje, że dość szybko się rozgrzewamy. Gdy wchodzimy na leśną ścieżkę, nastromienie wzrasta, a ja zaczynam się zastanawiać, gdzie podziała się wygodna szutrowa droga, którą widziałem na jednym z filmów prezentujących to podejście. Zagadka wyjaśnia się, gdy docieramy do rozejścia szlaków Nad Kamieniołomem – szutrem można tu dotrzeć, idąc nieco dłuższym wariantem przez Tokariny.

W punkcie widokowym znajdującym się kilkaset metrów dalej obserwujemy Kotlinę Podtatrzańską, a widok wyłaniających się z chmur Niżnych Tatr, powoduje, że nie tracimy nadziei na rychłe wypogodzenie. Niestety im wyżej jesteśmy, tym aura jest gorsza – na podejściu na Babki wchodzimy w gęstą mgłę i aż do szczytu poruszamy się w jej oparach. Na domiar złego na bardzo stromej w tym miejscu ścieżce pojawia się spora ilość błota – wędrówka staje się nieprzyjemna i chwilami niebezpieczna.

Widoczność na Babkach sięga kilkunastu metrów i powoli dociera do nas, że prognozy się nie sprawdzą. Tym bardziej że po raz kolejny przesuwa się i skraca czas, w którym słońce ma przebijać się zza chmur. Robimy krotką przerwę na posiłek i ruszamy w kierunku Ostrej.

Początkowo wygodna i dość szeroka ścieżka, z czasem zwęża się i po kilkunastu minutach przedzieramy się przez zroszone chaszcze. Ponieważ jak to często bywa na Słowacji, szlak jest kiepsko oznaczony, w kilku miejscach pojawiają się warianty alternatywne, a wybór bardziej wydeptanego nie zawsze jest właściwy. Przekonujemy się o tym, gdy omal nie omijamy podejścia na Ostrą – tylko dzięki śladowi GPS udaje nam się odnaleźć prawidłową drogę i zlokalizować ścieżkę, którą należy podążać.

Na Ostrej nie zatrzymujemy się długo – całkowity brak widoczności nie zachęca do dłuższych przerw. Postanawiamy iść na Siwy Wierch i na nim odpocząć. Podczas zejścia ze szczytu mgły zaczynają się rozwiewać i naszym oczom ukazuje się na moment cel naszej wędrówki. Robimy zdjęcia i jednocześnie obserwujemy z niepokojem nadciągające od południa ciemne chmury.

Ponieważ chcemy uniknąć deszczu w okolicach wierzchołka Siwego Wierchu, mocno przyśpieszamy kroku i pomimo ponownych problemów z ustaleniem właściwego przebiegu szlaku, wchodzimy na szczyt w tempie, które najlepiej podsumowuje siarczyste k….a mać Iwony. Zaczyna silniej wiać, ale ma to swoje dobre strony – deszczowe chmury znikają i możemy bez obaw usiąść i zrobić zasłużony odpoczynek.

Kilkanaście minut później ruszamy w dalszą drogę. Zejście z Siwego Wierchu jest dość strome, a w najtrudniejszych miejscach zainstalowano łańcuchy. Gdy ostrożnie pokonujemy kolejne metry, wiatr niespodziewanie rozwiewa chmury i ukazują się nam stoki Brestowej i Salatyna. Cieszymy się tym widokiem i w znacznie lepszych humorach schodzimy na Palenicę Jałowiecką (Sedlo Palenica).

Z założenie od tego miejsca miała nas czekać mniej wymagająca część trasy – profil wysokości wskazywał, że mamy przed sobą łagodną drogę w dół i choć zagadkowo wyglądał dość długi czas zejścia, nie przywiązywaliśmy do niego większej uwagi, zakładając, że i tak uda nam się go znacznie skrócić. Wkrótce okazało się jednak, że żółty szlak przez Dolinę Bobrowiecką jest jednym z najgorszych, po jakich dane nam było wędrować w Tatrach.

Problemy pojawiają się po kilkunastu minutach marszu wzdłuż Potoku z Polany (Poliansky Potok). Liście rośliny przypominającej Łopian (być może samego Łopianu) skutecznie zasłaniają leżące na ścieżce mokre kamienie, co zmusza nas do zwiększenia ostrożności i znacznego spowolnienia tempa. Na domiar złego mostki w miejscach przekraczania potoku są częściowo lub całkowicie połamane, przez co musimy szukać obejść i przeprawiać się przez wodę po śliskich głazach i konarach, co kosztuje nas zarówno sporo czasu, jak i sił.

Humory jednak dopisują – mój upadek na jednej z kłód skwitowany jest salwami śmiechu i powtarzanymi przed każdą kolejną przeszkodą szyderczymi ostrzeżeniami. Przestajemy żartować, gdy przewraca się Iwona – tym razem wygląda to groźnie i zdajemy sobie sprawę, że mamy sporo szczęścia, że nie doszło do żadnego urazu.

Nowe, drewniane mosty pojawiają się na ścieżce kilkaset metrów przed Rozdrożem pod Łyśćcem. Od tego miejsca zmienia się także charakter szlaku – znikają mokre, śliskie kamienie i znów możemy poruszać się w przyzwoitym tempie, Szybko docieramy do wylotu Doliny Jałowieckiej i szeroką szutrową drogą dochodzimy na parking. Stąd czeka nas już tylko kilkugodzinny powrót na Śląsk.