Opis wycieczki na Chleb i Krywanie w Małej Fatrze.




Pierwszy raz w Małej Fatrze
Przebieg: Chata Vratna – Południowy Groń – Chleb – Wielki Krywań – Mały Krywań – Chata Vratna
Dystans: 20.3 km
Szacowany czas przejścia: 8:37 h
Suma podejść: 1655 m
Suma zejść: 1655 m
Szczyty na szlaku: Południowy Groń (1460 m), Steny (1535m), Chleb (1646 m ), Wielki Krywań (1709 m), Mały Krywań (1671 m)
Parking: bepłatny
Schroniska na szlaku: Chata na Gruni,
Trudności techniczne: brak
Wycieczkę rozpoczynamy na bezpłatnym parkingu przy Chacie Vratna. Miejsc jest dużo, w godzinach porannych nie powinno być problemu z ich dostępnością. W ciągu dnia może być różnie, ponieważ duża ilość osób korzysta z kolejki gondolowej, której dolna stacja zlokalizowana jest się pobliżu parkingu. W przypadku braku wolnych miejsc można ich poszukać nieco niżej, przy drodze dojazdowej (mały plac znajduje się np. przy wejściu na zielony szlak prowadzący na Przełęcz za Kraviarskim).

Z parkingu kierujemy się żółtym szlakiem w stronę Chaty na Gruni. Ścieżka jest wygodna i zadbana, dzięki czemu szybko dochodzimy do schroniska i zaczynamy się zastanawiać, czy opinie o kiepskiej jakości szlaków na Małej Fatrze nie są przesadzone. Mijamy budynek i idziemy w stronę stoku, którym wiedzie podejście na Południowy Groń. Początkowo nie jest zbyt stromo, jednak im wyżej jesteśmy, tym bardziej zwiększa się nachylenie stoku. Gdy do tego dochodzi bardzo duża ilość błota, wędrówka zaczyna być nieprzyjemna. Na domiar złego wchodzimy w chmury i zaczyna siąpić deszcz. Po kilku minutach ślizgamy się jak na lodowisku i pojawiają się wątpliwości czy w takich warunkach jest sens iść dalej, ponieważ każdy krok może zakończyć się upadkiem w bardzo już stromym terenie.

Mijamy grupkę turystów, którzy idą w przeciwnym do naszego kierunku i zapewniają nas, że za chwilę błoto się skończy. Rzeczywiście kilkanaście metrów wyżej jest już znacznie lepiej. Gdy cieszymy się, że mamy z głowy pierwszy poważny problem, do naszych uszu dolatuje krzyk jednej z dziewczyn, z którą rozmawialiśmy niedawno. Upadła, ale z kolejnych okrzyków wynika, że nic poważnego się nie stało. Mamy nadzieję, że wszyscy zejdą szczęśliwie do schroniska.

Po odpoczynku na Południowy Groniu udajemy się w stronę Chleba. Widoczność ogranicza się do kilkunastu metrów i powoli zaczynamy wątpić w to, że zobaczymy Małą Fatrę w całej okazałości. Czasami, gdy chmury nieco się rozwiewają, łudzimy się, że wkrótce się wypogodzi, ale nic nie zmienia się przez kolejne kilkadziesiąt minut. Nienajlepszy nastrój poprawia nam jedynie nieznanej mi rasy psiak, który przebiega koło nas od czasu do czasu. Jestem pełen podziwu, jak dobrze radzi sobie w trudniejszych technicznie fragmentach i nawet nie przypuszczam, że za kilka miesięcy będę pokonywać beskidzkie i tatrzańskie szlaki w towarzystwie innej psiny.

Gdy dochodzimy do Chleb, uderza nas bardzo duża ilość turystów. Przypominam sobie, o górnej stacji kolejki linowej, z której można tu podejść w kilka minut i zdaję sobie sprawę, jak bardzo popularna musi być ta gondola. Czym prędzej opuszczamy zatłoczony wierzchołek i schodzimy do restauracji przy stacji. Gdy pijemy kawę, pogoda zaczyna się poprawiać, a kilkanaście minut później chmury opuszczają okoliczne szczyty. Możemy teraz w pełni podziwiać uroki Fatry i obserwować miejsca, w których już dziś byliśmy i do których niebawem się udamy.

W pierwszej kolejności kierujemy się na Wielki Krywań. Podejście jest nieco wymagające, ale pokrzepieni kawą i poprawiającą się aurą szybko docieramy na szczyt. Stąd przyglądamy się kolejnemu celowi naszej wycieczki – Małemu Krywaniowi. Robimy kilka pamiątkowych zdjęć i ruszamy w stronę Przełęczy Bublen. Na tym odcinku szlaku jest już zdecydowanie mniej osób, widać, że większość turystów wchodzi na Chleb i Wielki Krywań. Mijamy przełęcz i niedługo po tym wchodzimy na najmniejszy z Krywani. Nie pozostajemy tu jednak długo, ponieważ czeka nas jeszcze kilkukilometrowa droga powrotna.

Na Przełęcz Bublen schodzimy tym samym szlakiem, którym niedawno podchodziliśmy na szczyt. Za nią czeka nas niemiła niespodzianka – stroma ścieżka w opłakanym stanie. Gdy spod nóg sypią się kolejne luźne kamienie, zastanawiam się, czy nie lepiej było zjechać do Vratnej kolejką. Sytuacja nie poprawia się, gdy mijamy kolejną z przełęczy – za Kraviarskim. Wraca błoto, które w połączeniu ze stromizną generuje ryzyko poważnej kontuzji. Mocno zwalniamy, przez co droga zaczyna się bardzo dłużyć. W końcu, w pewnym momencie dociera do nas odgłos przejeżdżającego samochodu i kilkanaście minut później dochodzimy do asfaltowej drogi. Stąd pozostaje nam już tylko kilkusetmetrowy spacer na parking.
