Opis wycieczki na szczyty połozone wokół Doliny Chochołowskiej.




Pętla Chochołowska
Przebieg: Parking Dolina Chochołowska – Grześ – Rakoń – Wołowiec – Jarząbczy Wierch – Polana Chochołowska – Parking Dolina Chochołowska
Dystans: 31.6 km
Szacowany czas przejścia: 12:55 h
Suma podejść: 1939 m
Suma zejść: 1939 m
Szczyty na szlaku: Grześ (1653 m), Rakoń (1879 m), Wołowiec (2064 m), Jarząbczy Wierch (2137 m), Kończysty Wierch (2002 m), Trzydniowiański Wierch (1758 m)
Parking: 20 zł, opłatę pobiera osoba z obsługi
Schroniska na szlaku: Schronisko na Polanie Chochołowskiej
Trudności techniczne: brak
Wycieczkę rozpoczynamy na parkingu w Siwej Polanie. Ponieważ pętla, którą zamierzamy pokonać, jest długa, postanawiamy przejechać przez Dolinę Chochołowską na rowerach. W tym celu wypożyczamy rowery u „Holka”. W szczycie sezonu wypożyczalnia ma otwarte dwa punkty – jeden przy parkingu zlokalizowanym najbliżej wejścia do parku i drugi w odległości kilkuset metrów przy drodze dojazdowej. Drugi punkt dysponuje prywatnym parkingiem, na którym klienci mogą bezpłatnie pozostawić auto, w przypadku pierwszego punktu nie ma takiej możliwości.

Dziś czynna jest tylko wypożyczalnia znajdująca się tuż obok wejścia do parku, i to w tym miejscu organizujemy rowery. Opłacamy parking (20 zł ca cały dzień) i wstęp na teren TPN, dokupujemy bilety dla rowerów (8 zł sztuka) i podążamy w stronę schroniska na Polanie Chochołowskiej.

Początkowo jedzie się bardzo przyjemnie, lekkie problemy pojawiają się, gdy kończy się asfalt. Przejazd rozklekotanymi jednośladami po kamieniach wymaga skupienia uwagi i mocniejszego pedałowania. Pokonujemy podjazd za Polaną Trzydniówka i docieramy do Polany Chochołowskiej. Podjeżdżamy do schroniska, przypinamy rowery do należących do wypożyczalni stojaków i udajemy się żółtym szlakiem w stronę Grzesia.

Na pierwszy ze szczytów wchodzimy po kilkudziesięciu minutach. Widoczność jest co prawda nie najgorsza, ale słońce chowa się za grubą warstwą chmur. Chwilę odpoczywamy i podziwiamy panoramę znajomych szczytów. Nieco niepokoi nas możliwość załamania się pogody, ale podejmujemy decyzję, że jeśli aura popsuje się, zanim dotrzemy na Wołowiec, zejdziemy zielonym szlakiem do Wyżniej Doliny Chochołowskiej.

Wchodzimy na Rakoń, a ponieważ chmury utrzymują się na dużej wysokości, idziemy w stronę Wołowca. Na Wołowcu widoczności jest nieco gorsza, ale pogoda wydaje się dość stabilna, w związku z czym ruszamy w stronę Jarząbczego Wierchu. Zejście jest fatalnej jakości i bardziej przypomina zaniedbanie szlaki znane ze słowackiej strony Tatr niż ścieżki po stronie polskiej. Uważamy na sypiące się spod nóg kamienie i po kilku minutach osiągamy przełęcz.

Na trawersie Łopaty pojawiają się niewielkie pola śnieżne, jednak ich pokonanie nie przysparza nam większych problemów – śnieg jest płytki i w większości dobrze przetarty. Co kilka minut odwracam się i robię zdjęcia Rohaczowi Ostremu – z tej perspektywy i przy tej pogodzie, przypomina on Matterhorn.

Rozpoczynamy podejście na Jarząbczy Wierch. Droga w górę jest długa i dość stroma, przez co powszechnie uważana jest za męczącą. Muszę przyznać, że opinie nie są przesadzone – bardziej niż zwykle cieszę się, gdy docieram do tabliczki z oznaczeniem szczytu. Mam świadomość, że wierzchołek znajduje się kilkanaście metrów wyżej, ale razem z kolegą, z którym jestem na szlaku, decydujemy, że na niego nie pójdziemy, ponieważ chcemy wkrótce przejść grań Otargańców.

Po zasłużonym odpoczynku na Jarząbczym Wierchu idziemy na Kończysty. Tu szlak jest już bardzo przyjemny, dzięki czemu po kilkunastu minutach docieramy na ostatni w dniu dzisiejszym dwutysięcznik. Przed nami droga na Trzydniowiański Wierch i zejście do doliny. Tym razem idziemy przez Dolinę Jarząbczą – szlak jest łagodniejszy od tego, którym schodzi się na Polanę Trzydniówka, nie musimy też cofać się po rowery.

W schronisku zjadamy desery Chochołowskie i rozpoczynamy zjazd na parking. Droga na rowerach w tę stronę, to czysta przyjemność – nie trzeba prawie wcale pedałować i można osiągnąć znaczną prędkość. Na parking wracamy lekko po zmroku, oddajemy rowery i przesiadamy się do auta. Przed nami kilkugodzinny powrót do domów.