Opis zimowej wycieczki na Ornak.




Ornak zimą
Przebieg: Siwa Polana – Iwaniacka Przełęcz – Ornak – Siwa Przełęcz – Siwa Polana
Dystans: 21,8 km
Szacowany czas przejścia: 9:10 h
Suma podejść: 1121 m
Suma zejść: 1121 m
Szczyty na szlaku: Suchy Wierch Ornaczański (1832 m), Ornak (1854 m), Zadni Ornak (1867 m)
Parking: 20 zł
Schroniska na szlaku: brak, w pobliżu Schronisko w Dolinie Chochołowskiej
Trudności techniczne: brak
Wycieczkę rozpoczynamy na parkingu Witów – Siwa Polana. Jest to miejsce położone najbliżej wejścia na szlak i przy okazji postój nie kosztuje tu więcej niż na innych, okolicznych parkingach. Opłata za cały dzień wynosi 20 zł, miejsc jest dużo, i w godzinach porannych nie powinno być problemu z ich dostępnością. (Nie należy zaprzątać sobie głowy osobami z obsługi parkingów, koło których się przejeżdża – często są one nachalne, sugerują, że dalej nie ma miejsca i zastawiają drogę. Wyjątkiem jest sytuacja, w której wypożyczamy rower – wtedy najlepiej skorzystać z parkingu przy wypożyczalni, ponieważ na ogół jest on wówczas bezpłatny).

W dolinie czuć wiosnę, ale wiemy, że nieco wyżej zalega jeszcze sporo śniegu. Z tego powodu nie decydujemy się na przejażdżkę na rowerach i kolejny raz Chochołowską przemierzamy pieszo. Z drogi biegnącej do schroniska skręcamy w żółty szlak w kierunku przełęczy Iwaniackiej. Ścieżka jest dobrze przetarta, dlatego nie mamy żadnych problemów z utrzymaniem tempa. Nieco trudniej robi się w lesie – czeka tam na nas dość stromy odcinek – ale i na nim nie mamy większych problemów.

Na Przełęczy Iwaniackiej spotykamy kilka osób, które podobnie jak my idą na Ornak, ale podążają z Doliny Kościeliskiej. Ucinamy sobie z nimi dłuższą pogawędkę i uczymy naszą koleżankę jak prawidłowo przymocować raki. Gabrysia nie czuje się zbyt pewnie, ponieważ będzie to jej „rakowy” debiut, ale uspokaja się, gdy Krzysiek zapewnia, że będzie ją obserwował, a w razie problemu przyjdzie jej z pomocą.

Z przełęczy ruszamy całą grupą. Idę pierwszy i cały czas przyspieszam, ponieważ słyszę, że ktoś porusza się tuż za mną. Gdy tempo staje się zbyt duże, zatrzymuję się, żeby przepuścić sprintera. Okazuje się, że ścigałem sie sam ze sobą — mata do siedzenia, w plecaku tarła o futerał raków i wywoływało to złudzenie akustyczne. Łapię oddech i postanawiam poczekać na resztę. Podejście na Ornak jest dość strome. Mniej więcej w jego połowie znajduje się dziewczyna, która mijała nas, gdy siedzieliśmy na przełęczy. dostrzegam, że podchodzenie sprawia jej dużo trudności, ponieważ nie ma nic, czym mogłaby sie podeprzeć. Odległość między nami szybko się zmniejsza, więc decyduję, że nieco przyspieszę i dam jej swój czekan lub kijki.

Po kilku minutach pozbywam się czekana i zyskuję kolejnego kompana wycieczki – dziewczyna ma w planach zejście do Doliny Chochołowskiej i postanawia dołączyć do naszej trójki. Wchodzimy na grzbiet Ornaka i odpoczywamy w iście bajkowej scenerii. Po chwili docierają do nas Gabrysia z Krzyśkiem. Okazuje się, że Gabi świetnie radzi sobie w rakach, w związku z czym decydujemy się na marsz w stronę Starorobociańskiego Wierchu.

Mijamy Ornak, decydujemy się obejść wierzchołek Zadniego Ornaka i w pogarszającej się z minuty na minutę pogodzie docieramy na Siwą Przełęcz. Staje się jasne, że nie wejdziemy dziś na Starorobociański – jest późno, pochmurno, część osób jest zmęczona. Gdy pytam o drogę zejściową, słyszę, że może być problem w sprawnym powrocie na Przełęcz Iwaniacką i zapada decyzja o schodzeniu czarnym szlakiem do Doliny Starorobociańskiej. Idę pierwszy, za mną w dużych odstępach dziewczyny, na końcu Krzysztof. Wiem, że nie powinniśmy tędy schodzić i gdybym był sam, na pewno wybrałbym inny wariant. Teraz jednak ta opcja wydaje się najlepsza.

Udaje nam się uniknąć lawiny i potknięć na stoku, jednak spokój odzyskuję, dopiero gdy wszyscy docieramy do doliny. Robimy zasłużoną przerwę, po czym kierujemy się w stronę szlaku w Dolinie Chochołowskiej. Gdy do niego docieramy, żegnamy się z naszą nową znajomą, która będzie nocować w Schronisku i kierujemy się na parking. Droga powrotna, jak zwykle dłuży się niemiłosiernie, ale w końcu docieramy na miejsce. Ładujemy się do auta i udajemy w drogę powrotną do domów.
