Naiwność czy wyrachowanie?
Gdy kilkanaście dniu temu znajoma wysłała do mnie odnośnik do krążącego na Facebooku posta jednego z polityków młodego pokolenia, który zwracał uwagę na sytuację koni wożących turystów na trasie do Morskiego Oka, mój początkowy entuzjazm słabł w trakcie lektury i finalnie odpisałem jej, że jeżeli chce on pomóc koniom, poprzez dialog z dyrekcją TPN, to jego celem nadrzędnym jest niestety wylansowanie się na aktualnie bardzo nośnym i mocno polaryzującym temacie.

Nie minęło wiele czasu, a na profilu wspomnianego wyżej młodzieńca pojawiło się jakże radosne sprawozdanie ze spotkania z władzami TPN. Polityk odtrąbił sukces i wymienił wszystkie „przełomowe” decyzje, które w jego opinii są wielkim krokierm w kierunku wycofania transportu konnego w Morskim Oku.
Problem tylko w tym, że w całym tym zachwycie nie dostrzegł on (lub dostrzegł, ale jak na polityka przystało, wolał to przemilczeć), że TPN po raz kolejny zadrwił z opinii publicznej i jednocześnie niemal bezkosztowo wygasił pożar, który miał realne szanse obrócić w perzynę patologiczny biznes Fiakrów.
A, o tym, że taka szansa była najlepiej świadczy zainteresowanie przewozami w Morskim Oku ze strony Ministerstwa Klimatu i Środowiska, Ministerstwa Rolnictwa, oraz licznych, w tym także trafiających do młodych odbiorców, mediów. Osobiście uważam, że nagrany trzeciego maja film pokazujący leżącego na jezdni i uderzanego w zatoki konia, uświadomił szerokiemu ogółowi odbiorców, jak rzeczywiście wygląda sytuacja tych zwierząt i mógł zmusić decydentów do ukrócenia haniebnego procederu (tu drobna dygresja: w marcu na temat koni z Morskiego Oka dyskutowano w Sejmie i pani posłanka Marczułajtis stwierdziła, że górale traktuję konie lepiej niż swoje żony – sądzę, że ktoś powinien pochylić się także nad losem tych biednych kobiet).

Lizus – koń „cucony” przez Fiakra 03.05.2024 r.
Niestety wygląda na to, że przyparta do muru dyrekcja TPN (to TPN zarządza drogą do Morskiego Oka) skutecznie się wykpiła i tylko martwi to, że niektórzy nie widzą w tym problemu, i próbują przekonywać innych, że udało się wiele osiągnąć.
Jakie zatem są to osiągnięcia? Przede wszystkim TPN zgodził się na testowanie na drodze do Morskiego Oka transportu elektrycznego. Fajnie? Nie do końca – transport elektryczny był już tam testowany i pomimo braku zastrzeżeń od strony technicznej nie został wdrożony. I tak zapewne będzie i tym razem, ponieważ według starosty tatrzańskiego Andrzeja Skupnia „melexy po prostu nie pasują do tej drogi i w odróżnieniu od górali i ich wozów nie powinny być elementem krajobrazu”.

Współczesny Melex, który zdaniem starosty tatrzańskiego nie pasuje do krajobrazu drogi nad Morskie Oko
Skoro starosta nie akceptuje melexów, to dziś (21.05), do testów dostarczono elektrycznego busa. Zapewne należy się cieszyć, że nie pomyślano o autobusie przegubowym, ale nie można nie zauważyć, że gabaryty testowego pojazdu są na tyle duże, że nie ma on szans na płynną jazdę drogą, po której porusza się tłum ludzi, przez co negatywną opinię o nim będą mieć zarówno pasażerowie, jak i uciekający na pobocze turyści.

Bus, którym testowany będzie alternatywny sposób przewozu osób na drodze do Morskiego Oka
Drugim „sukcesem” jest ograniczenie ilości osób na wozie. Od 01.06. Fiakrzy będą mogli zabierać 10 (a nie jak dotychczas 12 ) lub 8 osób podczas upałów. Brzmi nieźle, ale tylko wtedy, gdy nie uwzględnimy, że wóz bez pasażerów waży 600 – 800 kg, a niezależni eksperci powtarzają, że konie w Morskim Oku ciągną ponad tonę więcej, niż powinny. Zwiększono też co prawda czas niezbędny do odpoczynku po kursie do 1 godziny, ale należy pamiętać o tym, że przy dużej ilości klientów nikt nie zawraca sobie tym przerwami głowy.
Ostatnim „przełomem” jest obietnica, że TPN nie będzie wystawiał licencji dla nowych przewoźników. Dla przypomnienia – obecnie na drodze do Morskiego Oka pracuje 60 Fiakrów i nawet jeśli na przestrzeni lat nie wzrośnie ich liczba, to naturalne zakończenie bytu przewoźników, o którym pisze autor sprawozdania, będzie mieć miejsce za 20 – 30 lat, co pieczętuje smutny los nawet kilku tysięcy koni.

Dyrektor TPN i starosta tatrzański – osoby odpowiedzialne za sytuację na drodze do Morskiego Oka.
Warto wspomnieć, ze w momencie pracy nad opisanymi wyżej zmianami Prezes Stowarzyszenia Fiakrów z Morskiego Oka Władysław Nowobilski pytany przez dziennikarkę TVN, dlaczego przewoźnik uderzył konia, odpowiedział z uśmiechem na ustach, że koń nie został uderzony a pobudzony, a na ripostę, że przecież widać to na nagranym filmie stwierdził: „tak to jest pokazane”.
Pamiętajmy więc, że konie nie padają ze zmęczenia, nie kończą pracy po kilku latach i w stanie skrajnego wyeksploatowania trafiają (często w tym samym dniu, w którym schodzą z trasy) do rzeźni, a dyrekcja TPN robi wespół z lokalnymi kacykami i młodymi politykami co może, żeby to zmienić. Jeśli coś przeczy tej sielance to tylko dlatego, że „tak zostało pokazane”. Hip, hip-hurra, cieszmy się i radujmy. I tylko nie patrzmy w oczy konia, który będzie nas mijał w drodze do Morskiego Oka, bo może się w nich odbić coś więcej niż nasza naiwność.
