Opis wycieczki na Lodową Kopę z Jaworzyny Tatrzańskiej.



Lodowa Kopa z Jaworzyny Tatrzańskiej
Przebieg: Jaworzyna Tatrzańska – Lodowa Przełęcz – Lodowa Kopa – Lodowa Przełęcz – Jaworzyna Tatrzańska
Dystans: ok. 24 km
Szacowany czas przejścia: 12 h
Suma podejść: ok. 1700 m
Suma zejść: ok. 1700 m
Szczyty na szlaku: Lodowa Kopa (2603 m)
Parking: bezpłatny
Schroniska na szlaku: brak
Trudności techniczne: brak fragmentów mocno eksponowanych, i sztucznych ułatwień, konieczność używania rąk, wskazana dobra orientacja w terenie pozaszlakowym

Wycieczkę rozpoczynamy w Jaworzynie Tatrzańskiej. Ponownie parkujemy na poboczu drogi za skrętem do kościoła św. Anny (jadąc od Podspadów). Teren jest wyrównany i wysypany żwirem, więc nie sposób go przeoczyć. Miejsc jest niewiele, ale w przypadku ich braku, samochód można zostawić przy drodze do kościoła (stoi tam zakaz, ale kierowcy go ignorują) W Jaworzynie znajdują się także małe parkingi płatne (m.in. przy minimarkecie), wydaje się też, że w miasteczku parkowanie tolerowane jest wszędzie tam, gdzie nie powoduje utrudnień w ruchu.

Z lewej strony widoczne pobocze, na którym zostawiamy samochód
W stronę Lodowej Przełęczy ruszamy wygodną asfaltową drogą, prowadzącą do Rozejścia pod Muraniem. Od tego miejsca idziemy zielonym szlakiem, początkowo wzdłuż strumienia, później równolegle do niego. Wchodzimy na szeroką polanę, skąd możemy podziwiać stoki Kołowego i Lodowego Szczytu. Niestety przejrzystość powietrza jest kiepska, nie sprawdziły się także prognozy mówiące o bezchmurnym niebie – jest szaro i ponuro, a część wierzchołków chowa się w chmurach.

Zielony szlak początkowo wiedzie przy strumieniu. W tle Kołowy i Lodowy Szczyt
Szlak łagodnie pnie się w górę, co po pewnym czasie, zaczyna nas nieco niepokoić – musimy pokonać ponad 1400 m przewyższenia i zdajemy sobie sprawę, że im mniej nabieramy wysokości, tym bardziej stromy odcinek czeka nas przed przełęczą.

Rozległa polana w Dolinie Jaworowej
Co pewien czas zatrzymujemy się i robimy zdjęcia – pomimo niesprzyjającej aury, Doliny Jaworowej zachwyca swoją urodą. Jeszcze bardziej malowniczo robi się, gdy ponownie docieramy do strumienia i wchodzimy do Doliny Jaworowej Zadniej – majestatyczne, strome ściany Jaworowej Grani przyciągają uwagę równie mocno, jak masyw Lodowego Szczytu.

Majestatyczna Jaworowa Grań
Podejście na przełęcz rozpoczynamy z wysokości 1500 m. Ponieważ przeszliśmy prawie 9 km mamy przed sobą ponad 800 m przewyższenia na odcinku około 2 km. Szybko przekonuję się, że o przyjemnym spacerze mogę dziś zapomnieć – Tomek wyrywa do przodu, Krzychu oznajmia, że nie zamierza go gonić i przypada mi niewdzięczna rola łącznika; idę tak, by nie tracić z oczu jednego i być w zasięgu wzroku drugiego z nich.

Początek podejścia na Lodową Przełęcz
Po kilkunastu minutach okazuje się, że mój pomysł był kiepski – co prawda cały czas widzę Tomka, ale ze względu na krętość ścieżki coraz rzadziej dostrzegam Krzyśka. Dochodzę do wniosku, że tempa moich kolegów nie da się pogodzić, a ponieważ szlak jest tu naprawę dobrej jakości (niemal w całości wyłożony kamiennym chodnikiem), postanawiam nieco przyspieszyć.

Masyw Lodowego ze ścieżki podejściowej
Wkrótce dostrzegam Lodową Przełęcz i górującą nad nią Lodową Kopę. Przyglądam się wariantom podejścia i nadciągającym z zachodu chmurom. Dochodzę do wniosku, że nie przysłonią nam one okolicznych szczytów i nie pokrzyżują planów dalszej wędrówki i w dobrym nastroju docieram do czekającego na mnie Tomka.

Turyści na Lodowej Przełęczy
Podczas przerwy na posiłek obserwujemy osoby, idące na Kopę i próbujemy osłonić się przed szalejącym wiatrem. Zauważamy, że duża grupa osób podchodzi wariantem z lewej strony zbocza, a dwójka Słowaków, która skierowała się w prawo, ma duże trudności z ustaleniem przebiegu trasy. Decydujemy, że pójdziemy w lewo. Nerwowo wypatrujemy Krzyśka, ponieważ podmuchy są silne, a odczuwalna temperatura coraz niższa.

Dwa warianty podejścia na Lodową Kopę
Gdy dostrzegamy kolegę, który siada zmęczony w miejscu, z którego czeka go jeszcze 20 -30 minut podejścia, dochodzimy do wniosku, że długi rozbrat z górami nadwątlił jego kondycję i zapewne nie będzie w stanie iść wyżej. Szacujemy, że wejście i zejście z Kopy zabierze nam około pół godziny i jeśli szybko ruszymy, to pojawimy się na przełęczy w podobnym czasie.

W oczekiwaniu na Krzyśka
Podejście jest początkowo dość czytelne – dobrze wydeptana ścieżka wiedzie wygodnymi zakosami, a w bardziej nieoczywistych miejscach ustawione są kopczyki. Sytuacja zmienia się po wejściu do źlebu – tu również są kopczyki, ale nie wyróżniają się one w żaden sposób na tle skalnego rumoszu i trzeba iść bardziej „na czuja”.

Przebieg drogi na Kopę przez żleb
Ponieważ żleb usiany jest luźnymi kamieniami, znaczną część drogi pokonujemy, idąc po skałkach z jego prawej strony. Nie ma tu żadnych trudności technicznych, choć poruszanie się bardziej przypomina wspinaczkę niż szlakową wędrówkę. W miejscu, w którym kończy się rumowisko, skręcamy w prawo (jest to bardzo intuicyjne i trudno o inną decyzję) i po chwili dostrzegamy kilka osób idących w naszą stronę ze szczytu. Jedną z nich prosimy, żeby poinformowała naszego kolegę, że jesteśmy na szczycie i żeby poczekał na nas na przełęczy.

Od lewej: Wielka Lodowa Kopa i Lodowy Szczyt
Po kilku minutach wchodzimy na grań i idziemy w lewo na Wielką Lodową Kopę. Pomimo nie najlepszej pogody doskonale widać stąd podejście na Lodowy Szczyt i przez chwilę zastanawiamy się, czy nie ruszyć w jego kierunku. Dochodzimy jednak do wniosku, że mocno powietrzną grań lepiej pokonać z zabezpieczeniem. Nie chcemy też nadwyrężać cierpliwości Krzyska. Skupiamy się na podziwianiu widoków – chmury zatrzymały się za Jaworową Granią i możemy nacieszyć oczy Tatrami Bielskimi, masywami Baranich Rogów, Durnego Szczytu i Łomnicy oraz Małym Lodowym.

Od lewej: Baranie Rogi, Kieżmarski Szczyt (w tle), Durny Szczyt, Łomnica
Idziemy na Małą Lodową Kopę (co ciekawe z Wielkiej Kopy wygląda ona na wyższą od swojej siostry) i postanawiamy schodzić tą samą drogą, którą weszliśmy na szczyt. Po dotarciu do żlebu decydujemy, że będziemy iść po zalegających w nim głazach, a nie tak jak poprzednio po stromych skałkach. Ma to jedną zasadniczą wadę – luźne kamienie ujeżdżają spod nóg i przed każdym krokiem musimy upewniać się, że stopnie utrzymają nasz ciężar. Wszędzie gdzie jest to możliwe, przytrzymujemy się skał z lewej strony i po pewnym czasie zauważamy kopczyki (z góry są dobrze widoczne), w miejscu, w którym należy opuścić żleb i rozpocząć trawers w lewo.

Zejście w żlebie
Kilka minut później dochodzimy do ścieżki, z której widać Lodową Przełęcz i czekającego na nas Krzyśka. Okazuje się, że mocno nie doszacowaliśmy czas, jaki będziemy potrzebować na dotarcie na szczyt i powrót na przełęcz, ale nie ma on do nas większych pretensji. Ku naszemu zdziwieniu mówi jednak, że chciał podejść na Kopę, ale zawrócił z powodu problemu z ustaleniem przebiegu drogi.

Turysta schodzący na Lodową Przełęcz
Zejście z przełęczy nie należy do najwygodniejszych. Spore nastromienie i wysokie kamienne schody mocno obciążają nogi, jest też kilka miejsc, w których łatwo o poślizgniecie się na szutrze i większych, niezwiązanych z gruntem kamieniach. Staramy się iść ostrożnie, ale nie udaje nam się uniknąć urazu – Krzychu uszkadza kostkę i, pomimo że kontynuuje marsz o własnych siłach, dzień później lekarz przepisuje mu ortezę.

Ostatni rzut oka na Dolinę Jaworową. W tle od lewej: Jagnięcy Szczyt, Kołowy Szczyt, Lodowy Szczyt, Jaworowa Grań
Obolała kończyna początkowo mocno ogranicza naszą mobilność, jednak z czasem, gdy na ścieżce zmniejsza się ilość kamieni, Krzysiek przyspiesza i wędrujemy nadzwyczaj dobrym w takiej sytuacji tempem. Przy samochodzie wymieniamy uwagi z sympatycznym turystą z Gliwic, a humor poprawia się, gdy Tomek uruchamia w telefonie transmisję z meczu Anglików ze Słowakami. Po raz pierwszy w drodze powrotnej coś złości mnie bardziej niż koszmarne korki (jak mogłeś Jude).