Opis zimowej wycieczki na Jarząbczy Wierch.

Jarząbczy Wierch zimą

 

Przebieg: Siwa Polana – Trzydniowiański Wierch – Kończysty Wierch – Jarząbczy Wierch – Siwa Polana

Dystans: 23 km

Szacowany  czas  przejścia: 9:40 h

Suma podejść: 1554 m

Suma zejść: 1554 m

Szczyty na szlaku: Trzydniowianski Wierch (1758 m), Czubik (1846 m), Jarząbczy Wierch (2137m), Kończysty Wierch (2002 m)

Parking: 20 zł, opłatę pobiera osoba z obsługi

Schroniska na szlaku: brak, w pobliżu Schronisko na Polanie Chochołowskiej

Trudności techniczne: na grani Jarząbczego konieczny sprzęt zimowy (raki, czekan, kask) i umiejętność korzystania z niego w poprawny sposób.

Wycieczkę rozpoczynamy na parkingu Witów – Siwa Polana. Jak zwykle podjeżdżamy na plac położony najbliżej wejścia do doliny. Całodzienny postój kosztuje tu 20 zł, a opłatę pobiera sympatyczny pan z obsługi. Na parkingu, pomimo wczesnej godziny, stoi sporo samochodów. Biorę pod uwagę to, że jest sobota i prognozowano ładną pogodę, ale i tak jestem tym bardzo zdziwiony. Obawiam się nieco tłumów na szlaku, ale jednocześnie cieszę się, że przy takiej ilości turystów idących  przed nami, nie będziemy musieli zakładać śladu.

Dziś w góry wybieram się w towarzystwie Patrycji, Zuzanny i Krzysia. Chcemy wejść na Jarząbczy Wierch, a przy sprzyjających warunkach także na Jakubinę. Gdy wędrujemy przez ozdobioną krokusami, tchnącą wiosną dolinę, nie przypuszczamy, że nasze plany w brutalny sposób zweryfikuje pogoda. 

W okolicy Polany Trzydniówka na szlaku pojawia się niewielka ilość śniegu i spora ilość lodu. Zakładamy raczki i pewnie stawiając kroki, kierujemy się w stronę podejścia na Trzydniowiański Wierch. Tu jak zwykle ze współczuciem przyglądam się ofiarom górskich chochlików – te niecnoty wybierają sobie nieobytych śmiałków, uczepiają ich nóg i powodują, że marsz w górę przypomina walkę o życie. Nam po raz kolejny udaje nam się przed nimi umknąć, sprawnie pokonujemy przewyższenie i  wychodzimy na grań prowadzącą na pierwszy ze szczytów.

Martwią mnie chmury otulające wierzchołki okolicznych dwutysięczników. Nie mniejszy niepokój budzi we mnie wyrwa w pokrywie śnieżnej na zboczu Trzydniowiańskiego Wierchu – ponieważ w ciągu ostatnich kilku dni prószył śnieg, jego brak w miejscu osuwiska może oznaczać, że jest ono świeże. Z drugim problemem zamierzam sobie poradzić, idąc bezpiecznym lawinowo wariantem zimowym, wiem jednak, że jeśli zachmurzenie się utrzyma, kiepska widoczność może nas zmusić do skrócenia wycieczki. 

Podczas przerwy na Trzydniowiańskim Wierchu przyglądam się ścieżce trawersującej zbocze Czubika i dostrzegam, że wbrew zdrowemu rozsądkowi kolejne osoby idą nią w kierunku Kończystego Wierchu, nie zaprzątając sobie głowy jakością pokrywy śnieżniej i kolejnymi, widocznymi dookoła osuwiskami. 

Pomimo że chmury nie ustępują, ruszamy w dalszą drogę. Ponieważ pozwolono mi iść przodem, kieruję się w stronę obejścia zimowego. Jego linia w okolicy Czubika przebiega na lewo od letniego szlaku (którym teraz idą inni turyści), wyprowadza w linii prostej na jego wierzchołek, a za Dudową Przełęczą biegnie w pobliżu lewej krawędzi zbocza Kończystego. 

Zgodnie z przewidywaniem torowanie nie przysparza większych trudności. Poruszam się po ledwie widocznych, miejscami całkowicie zasypanych śladach sprzed kilku dni, ale nie grzęznę w śniegu – jest go tu mniej niż zwykle i tylko czasami sięga mi on do połowy łydki. Gorsza od jakości podłoża okazuje się jednak pogoda: na Czubiku zaczyna mocno wiać, gwałtownie spada temperatura, a tuż za przełęczą wchodzimy w wiszące nisko chmury.

Podchodzę z czekanem w jednej i kijkiem w drugiej ręce Taki zestaw pozwala mi zachować bezpieczeństwo w razie upadku (także osób, które poruszają się za mną i mogłyby zostać przez mnie potrącone, gdybym nabrał prędkości i nie wyhamował) oraz zapewnia dodatkowe podparcie (jeśli stok nie jest wystraczająco stromy, bym mógł do tego celu wykorzystać czekan, podpieram się kijkiem).

Gdy docieram w pobliże szczytu Kończystego Wierchu, widoczność jest naprawdę kiepska. Robię kilka zdjęć osobom, które podchodziły szlakiem i po raz kolejny przekonuję się, że pojęcie słabej płci można w górach włożyć między bajki – znacznie szybciej niż zakładałem, w zasięgu wzroku pojawia się Patrycja. Chwilę po niej na szczyt wchodzi Zuza, a następnie Krzysiek. Ponieważ ekipa nie wykazuje żadnych oznak zmęczenia, a szlak na Jarząbczy jest przetarty, bez zwłoki ruszamy w jego kierunku.

Grań prowadząca na Jarząbczy Wierch jest już bardziej wymagająca technicznie. Nie brakuje tu miejsc, gdzie ewentualne potknięcie się, oznaczałoby zjazd po stromym stoku. Z tego powodu należy tu poruszać się ostrożnie, być wyposażonym w raki, kask i czekan oraz wiedzieć jak z niego poprawnie korzystać. Ponieważ dziewczyny wiedzą co robić, przejście trudniejszych odcinków nie przysparza nam trudności i szybko dochodzimy do tabliczki z napisem „Jarząbczy Wierch”, a kilka minut później stajemy na jego szczycie (tabliczka umieszczona jest w złym miejscu).

Początkowo łudzę się, że chmury w końcu się rozwieją (podczas wędrówki granią kilkukrotnie z mgły wyłaniały się pobliskie szczyty) i będziemy mogli pójść dalej, ale pogoda nie chce się poprawić. Na domiar złego droga z Jatrząbczgo na Jakubinę jest nie przetarta, a przy widoczności ograniczonej do kilku metrów, zakładanie śladu jest kiepskim pomysłem. Postanawiamy w związku z tym chwilę odpocząć i zawracać.

Schodzimy tą samą drogą, którą tu dotarliśmy. Im niżej jesteśmy, tym bardziej się przejaśnia. Początkowo chmury opuszczają okolice Starorobociańskiego Wierchu, z czasem odsłania się Bystra, Ciemniak i szczyty Tatr Wysokich. Gdy docieramy w okolice Trzydniowiańskiego Wierchu, chmury rozwiewają się także w okolicach Jarząbczego i Jakubiny. Żałujemy, że ominęło nas okno pogodowe i niepocieszeni schodzimy do Doliny Chochołowskiej.

Tym razem droga na parking mniej się dłuży – rozmawiamy o szkoleniu, które nazajutrz rozpoczynają Patrycja i Zuza, dyrekcji TPN i różnych głupotach, które w takich momentach cisną się na usta. Rozstajemy się na Siwej Polanie – dziewczyny jadą do Zakopanego, my wracamy na Śląsk. Po drodze wstępujemy jeszcze do poleconej przez Patrycję, znajdującej się w pobliżu 'Budki Chillout Pizza Bar”, w której smakuje nam tak, że też będziemy ją polecać.

Galeria

Scroll to Top