Opis wycieczki na Jagnięcy Szczyt.




Jagnięcy Szczyt
Przebieg: Parking Kieżmarska Biała Woda – Chata przy Zielonym Stawie – Jagnięcy Szczyt – Parking Kieżmarska Biała Woda
Dystans: 20.6 km
Szacowany czas przejścia: 10:23 h
Suma podejść: 1416 m
Suma zejść: 1416 m
Szczyty na szlaku: Jagnięcy Szczyt (2230 m)
Parking: 10 euro; opłatę pobiera osoba z obsługi
Schroniska na szlaku: Chata przy Zielonym Stawie
Trudności techniczne: sztuczne ułatwienia, ponadto w kilku miejscach konieczność użycia rąk, brak fragmentów mocno eksponowanych
Wycieczkę rozpoczynam na parkingu Biała Woda Kieżmarska. Po przebudowie drogi 537, ustawieniu słupków uniemożliwiających parkowanie przy niej i akcji zakładania blokad na koła samochodom stojącym poza wyznaczonymi do tego miejscami cena postoju wzrosła do 10 euro za dzień. Większym problemem jest jednak to, że opisane wyżej działania skutecznie ograniczyły dostępność parkowania w najbliższej okolicy. Jest co prawda jeszcze jeden parking (ok. 2 km w stronę Łomnicy), ale on również bardzo szybko się zapełnia. W szczycie sezonu na obu parkingach nie ma wolnych miejsc już przed godziną 8.00

Z parkingu idę żółtym szlakiem w kierunku schroniska przy Zielonym Stawie. Ścieżka jest początkowo szeroka i wygoda, z czasem pojawia się na niej sporo luźnych, różnej wielkości kamieni. Nie jest jednak zbyt stromo, dzięki czemu nie wpływają one w znaczący sposób na tempo marszu. Na Folwarskiej Polanie zatrzymuje mnie chłopak, który wybiera się na Kiezmarski Szczyt, ale nie do końca wie, którędy iść dalej, Pokazuję mu na mapie dostępne warianty, życzę powodzenia (postanawia iść przez Łomnicki Staw) i nieco zaniepokojony jego poziomem przygotowania kontynuuję swoją wędrówkę.

Szybko dochodzę do schroniska, rozsiadam się przy stoliku na zewnątrz i jem drugie śniadanie. Gdy zbieram się do dalszej drogi, widzę spotkanego wcześniej adepta wycieczek poza-szlakowych. Okazuje się, że po namyśle, postanowił jednak iść na Rakuski Przechód od strony Doliny Kieżmarskiej. Pocieszające jest dla mnie to, że udało mu się otworzyć w telefonie stronę internetową, na której znajduje się opis wejścia na Kieżmarski, przez co nie powinien mieć już odtąd większych problemów.

Za schroniskiem ścieżka w stronę Jagnięcego w niczym nie przypomina tej, którą wędrowałem do tej pory – jest stromo i ślisko a z powodu leżących na niej głazów i kamieni, także niewygodnie. Na szczęście po pokonaniu około 200 metrów przewyższenia, szlak nieco się wypłaszcza i poprawia się jego jakość. Mijam Czerwony Staw i kontynuuję podejście w kierunku Kołowej Przełęczy.

Nieco martwią mnie chmury zbierające się za moimi plecami, ale ponieważ są one niemal nieruchome, oceniam, że nie dotrą szybko na grań, w kierunku której zmierzam. Chwilę później niebo zasnuwa się jednak także przede mną i przyspieszam kroku, w nadziei, że zdążę na szczyt, zanim chmury go otulą.

Dochodzę do łańcuchów, które pomagają pokonać stromy odcinek prowadzący na Kołową Przełęcz. Na szlaku nie ma wielu turystów, dzięki czemu udaje mi się uniknąć łańcuchowych kolejek. Gdy wchodzę na przełęcz, dociera do mnie, że prawdopodobnie przegram dziś walkę z pogodą i na Jagnięcym Szczycie będę miał zerową widoczność. Ciągle jednak nie odpuszczam i zasuwam w kierunku wierzchołka.

Pokonuję kolejne trudniejsze technicznie odcinki (zdecydowanie mniej wymagające niż mi sugerowano) i gdy dochodzę do ostatniego fragmentu przed szczytem, dopadają mnie chmury. Mam jednak nadzieję, ze wkrótce się one rozwieją i z tą myślą rozsiadam się na wierzchołku. Mijają minuty, z kwadransa robi się pół godziny, następnie czterdzieści, pięćdziesiąt minut. Szczyt opuszczają kolejne osoby, które podobnie jak ja, postanowiły poczekać na rozpogodzenie i poprawę widoczności. Decyduję, że poczekam jeszcze dziesięć minut i jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, także udam się drogę powrotną.

Jak łatwo było przewidzieć, po godzinie widać dokładnie tyle samo co wcześniej. Niepocieszony rozpoczynam zejście ze szczytu. Idę we mgle, ale ścieżka jest tu wyraźna, w związku z czym nie boję się, że zgubię szlak. Nie biorę tylko pod uwagę tego, że jej charakter nie zmienia się za Kołową Przełęczą. Orientuję się, że coś jest nie tak, gdy dochodzę do miejsca, którego z całą pewnością nie pokonywałem w drodze na szczyt. Rzucam okiem na swoją pozycję w GPS i okazuje się, że idę na Kołowy Szczyt i muszę się sporo wrócić.

Wracam na przełęcz, odnajduję właściwą ścieżkę i schodzę do Czerwonej Dolinki. Gdy jestem w okolicach Czerwonego Stawu, wiatr rozwiewa chmury i okoliczne szczyty pokazują się w całej okazałości. Pocieszam się, że i tak planuję wejście na Jagnięcy Szczyt Koperszadzką Granią więc to, czego nie zobaczyłem dzisiaj, zobaczę następnym razem. Kilkadziesiąt minut później docieram do schroniska i kontynuuję marsz w stronę parkingu. Tam wsiadam do auta i ruszam w drogę powrotną do domu.