Opis wycieczki na Hawrań przez Stefanowy Żleb

Hawrań przez Stefanowy Żleb

 

Przebieg: Jaworzyna Tatrzańska – Stefanowy Żleb – Hawrań – Stefanowy Żleb – Jaworzyna Tatrzańska

Dystans: ok 15.5 km

Szacowany  czas  przejścia: ok 6 h

Suma podejść: ok. 1100 m

Suma zejść: ok. 1100 m

Szczyty na szlaku: Hawrań – 2152 m

Parking: bezpłatny

Schroniska na szlaku: brak

Trudności techniczne: po opadach deszczu bardzo ślisko na stromym podejściu w żlebie

Wycieczkę rozpoczynamy w Jaworzynie Tatrzańskiej. Samochód zostawiamy na poboczu drogi za skrętem do kościoła św. Anny (jadąc od Podspadów). Początkowo chcieliśmy zaparkować przy uliczce dojazdowej do kościoła, ale zauważyliśmy, że postawiono przy niej stosowny zakaz (prawdopodobnie nie jest on egzekwowany, ponieważ gdy wracaliśmy, stało tam sporo aut). Miejsce, na którym parkujemy, wygląda, jakby było do tego przeznaczone – teren jest wyrównany i wysypany żwirem. W pobliżu znajdują się także oznakowane parkingi płatne – przy minimarkecie i kilkadziesiąt metrów przed nim, po drugiej stronie ulicy.

Wyrównane i wysypane żwirem pobocze w pobliżu kościoła świętej Anny

Na Hawrań można wejść na kilka sposobów. Ponieważ zdecydowaliśmy się iść przez Stefanowy Żleb, jedyną niewiadomą było miejsce, w którym będziemy musieli opuścić szlak i skręcić na nieoznakowaną ścieżkę. Przeglądając mapę, znalazłem dwa rozsądne warianty, a gdy Tomek podesłał mi ślad gpx. który w dużym stopniu pokrywał się z jednym z nich, doszliśmy do wniosku, że to nim skierujemy się na szczyt.

Urokliwa kapliczka przy kościele

Po krótkiej sesji fotograficznej przy kościele idziemy w stronę asfaltowej drogi, którą po kilkunastu minutach docieramy do Rozejścia pod Muraniem. Tu skręcamy w lewo i wędrujemy dalej niebieskim szlakiem. Podziwiamy doskonale widoczne wierzchołki Kołowego i Lodowego Szczytu, rzucamy okiem  na umieszczone na Polanie pod Muraniem zdjęcie z ich topografią i mijamy charakterystyczną skarpę, przy której rozpoczyna się jeden z odrzuconych przez nas wariantów podejścia na Hawrań (dawniej bardzo popularny, obecnie mocno zarośnięty).

Rozejście szlaków pod Muraniem

Kilkanaście minut później dochodzimy do charakterystycznej wiaty, przy której szlak ostro skręca w lewo. Zielona tabliczka ostrzega przed przekraczaniem barierki – choć pobliski strumień wygląda zachęcająco, można się przy nim natknąć na niedźwiedzia. Gdy pochłonięci rozmową wchodzimy do wąwozu, zdajemy sobie sprawę, że przeszliśmy miejsce, w którym powinniśmy opuścić szlak. Sprawdzamy naszą pozycję na mapie (warto mieć w tym celu dostęp do elektronicznych map offline – sygnał gps działa niezależnie od tego, czy jesteśmy w zasięgu sieci internetowej) i wracamy w pobliże wiaty. 

W tym miejscu zaczyna się nieoznakowana część trasy

Znajdujemy mocno zarośniętą ścieżkę, upewniamy się, że jest to ta, której szukamy i rozpoczynamy pozaszlakową część wędrówki. Ponieważ przez kilka ostatnich dni mocno padało, początkowo brodzimy w wodzie i błocie, ale z czasem droga staje się mniej uciążliwa. Podchodzimy zakosami i dość szybko nabieramy wysokości. 

Dolina Jaworowa

Ścieżka jest wyraźna i nie sposób tu zabłądzić. Uważamy jednak, by nie przegapić rozwidlenia, na którym będziemy musieli iść w prawo. Gdy do niego dochodzimy, nie mamy jednak wątpliwości, że jest to właściwe miejsce – wąska dróżka, którą wędrujemy, dochodzi do znacznie szerszego leśnego duktu. Skręcamy (w lewo prawdopodobnie prowadzi kolejny wariant podejściowy z doliny) i po kilkunastu minutach wychodzimy na polanę, z której dobrze widać cel naszej wycieczki.

Dalsza droga w kierunku Hawraniej Przełęczy

Dostrzegamy żleb, którym zamierzamy podchodzić na Hawranią Przełęcz. Wygląda na dość stromy, ale mamy nadzieję, że to kwestia perspektywy. Robimy kilka zdjęć i ruszamy dalej. Tym razem na wszystkich rozwidleniach idziemy w lewo. Po drodze Tomek tłumaczy Siergiejowi czym różni się trop od śladu (przez znaczną część trasy idziemy po tropach jelenia) i muszę przyznać, że anegdota, w której przywołuje swojego dziadka, choć mocno niecenzuralna, ma bardzo wysoką wartość dydaktyczną. 

Droga przez żleb

Trawersujemy zbocze Stefana i wychodzimy z lasu, w pobliżu żlebu. Mamy teraz możliwość pójścia wyraźną ścieżką w lewo lub prawo, przedzierania się na wprost po kamieniach, lub podchodzenia ścieżynką z ich prawej strony. Wybieramy ostatnią możliwość (wspomniane wyżej ścieżki nie prowadzą na przełęcz). Ponieważ ścieżynka rozwidla się w najbardziej stromych miejscach, kilkukrotnie odchodzimy za bardzo na prawo i musimy zawracać. W końcu podejmujemy decyzję o wędrówce w usianym kamieniami żlebie. 

Ostatnie metry podejścia na Hawranią Przełęcz

Po pewnym czasie kamienie ustępują miejsca trawom i rozpoczyna się najbardziej wymagający odcinek wycieczki. Spore nachylenie stoku, w połączniu z rozmokłym od deszczu podłożem, powoduje, że większość prób przyspieszenia kroku kończy się poślizgiem. Wyciągam kijki i uśmiecham się szeroko, gdy Siergiej pyta, czy zasuwający do góry Tomek ma podczepiony motorek. Po kilkunastu minutach mozolnej wspinaczki osiągamy przełęcz i zdajemy sobie sprawę, że podchodziliśmy nie w ty miejscu, co należało – z lewej strony znajduje się dobrze wydeptana, choć niemal niewidoczna w wysokiej trawie ścieżka.

Nowy Wierch

Dochodzimy do wniosku, że nie pokusimy się o wejście na pobliski Nowy Wierch (odstraszają nas strome odcinki z bardzo śliskimi dziś trawkami) i kierujemy się w stronę Hawrania. Po kilku minutach moją uwagę przyciąga dziwny kształt na jednej ze skałek przy wierzchołku. Początkowo nie mam pewności, że się porusza, ale gdy podchodzimy bliżej, wyraźnie dostrzegam ruch i zaczynam podejrzewać, że mamy spore szczęście. Gdy dzielę się spostrzeżeniem z Tomkiem, kształt wzbija się w powietrze i wkrótce dołącza do niego drugi. Nad naszymi głowami kołują orły.

Niewiele mniejsze od tych z Hobbita i Władcy Pierścieni 🙂

Im bliżej szczytu, tym więcej kamieni i choć część z nich usypuje się spod nóg, nie ma tu żadnych trudności technicznych. Ostatnie metry podejścia pokonujemy zaniepokojeni nadciągającymi chmurami, ale gdy stajemy na Hawraniu, zmienia się kierunek wiatru i chmury przemieszczają się w kierunku Żdiaru. Możemy cieszyć się czystym niebem i tylko roje owadów dbają o to, byśmy nie czuli się przesadnie komfortowo. 

Płaczliwa Skała i nadciągające chmury

Są miejsca, których klimatu nie odda żadne ze zdjęć. Dla mnie Tatry Bielskie mają wymiar magiczny, a widoki z ich szczytów należą do moich ulubionych. Szeroka panorama Tatr Wysokich od Rakuskiej Czuby po Orlą Perć i tym razem robi na mnie piorunujące wrażenie. Nie przeszkadza mi to, że część szczytów zakrywają chmury – jak słusznie zauważa Tomek, ma to swój urok. 

Panorama Tatr Wysokich ze szczytu Hawrania

Na szczycie robimy długą przerwę. Fotografujemy, spożywamy posiłek i podziwiamy krajobrazy. Schodzimy, gdy robi się chłodniej i ponownie nadciągają chmury. Tym razem bardziej uważamy na luźne kamienie, ale dość szybko docieramy do przełęczy. Idziemy nieco dalej w celu sfotografowania zboczy Hawrania (im bliżej Nowego Wierchu, tym lepsze zdjęcia), po czym wracamy i rozpoczynamy zejście żlebem.

Hawrań z zaznaczoną linią podejścia na szczyt – widok z okolicy Nowego Wierchu

Tym razem idziemy ścieżką, którą zgubiliśmy na podejściu (żeby na nią wejść, kierując się na przełęcz, należy  iść po kamieniach w żlebie, a gdy te zaczną ustępować miejsca roślinności, wypatrywać ścieżki, odchodzącej z niego w lewo kilkumetrowym, dość stromym zboczem). Tu także jest ślisko, każdy z nas zalicza mniej lub bardziej spektakularną wywrotkę, ale ponieważ lądujemy w trawie, nie niosą one za sobą żadnych konsekwencji. Nieco bardziej uważnie idziemy później po śliskich kamieniach i oddychamy z ulgą, gdy udaje nam się bez szwanku opuścić żleb.

Strome zejście żlebem

Wracamy tą samą drogą, którą tu dotarliśmy. Zatrzymujemy się ponownie na polanie za Stefanem i po raz ostatni dzisiaj przyglądamy się Nowemu Wierchowi, Hawraniowi i Płaczliwej Skale. Kilkadziesiąt minut później schodzimy do doliny i kierujemy się na parking. Tym razem wycieczka nie zabrała nam wiele czasu, dzięki czemu bez problemu dojeżdżamy do domów na rozgrywane o 18.00 hitowe stracie Hiszpanii z Chorwacją. 

Galeria

Scroll to Top