Opis zimowej wycieczki na Giewont i Kopę Kondracką.

Giewont i Kopa Kondracka zimą

 

Przebieg: Kuźnice – Wyżnia Kondracka Przełęcz – Giewont – Kopa Kondracka – Przełęcz pod Kopą Kondracką – Kuźnice

Dystans: 17.1 km

Szacowany  czas  przejścia: 8:14 h

Suma podejść: 1309 m

Suma zejść: 1309 m

Szczyty na szlaku: Giewont (1894 m), Kopa Kondracka (2005 m)

Parking: od 30zł; płatne w parkomacie lub u osoby z obsługi

Schroniska na szlaku: Schronisko na Hali Kondratowej

Trudności techniczne: stromy odcinek na podejściu i zejściu z Giewontu, częściowo zabezpieczony łańcuchami (mogą być przymarznięte)

Wycieczkę rozpoczynamy na parkingu nr 3 w Kuźnicach. Nie jest to najtańszy parking w okolicy, ale w odróżnieniu od innych miejsc, tu ceny nie zależą od pogody, dnia tygodnia, ilości chętnych itp. Opłata jest stała, wynosi 50 zł i można jej dokonać wyłącznie w parkomacie. Tańszych, nieoddalonych zbytnio od Kuźnic, parkingów można poszukać przy ulicy Karłowicza. W tym przypadku radzę jednak ustalić cenę przed wjazdem, ponieważ wystawiane przy ulicy cenniki są farsą – sami doświadczyliśmy jak z 20 zł za dzień, zrobiło się 20 za godzinę (po dłuższej dyskusji, wynegocjowaliśmy 40 zł/dzień)

Na parkingu nie ma Busa, z którego czasami korzystamy w godzinach porannych. Postanawiamy na niego nie czekać, ponieważ podwózka nie jest zbyt długa i jest szansa, że szybciej dojdziemy tam , gdzie moglibyśmy dojechać. Idziemy chodnikiem przy asfalcie  i pierwszy raz nie towarzyszą nam tłumy turystów. Podobnie jest przy  Gościńcu Kuźnice – kręci się tu zaledwie kilku piechurów i skiturowców.

Wędrujemy niebieskim szlakiem w stronę Polany Kondratowej. Na wysokości Klasztoru Albertynek odbijamy w lewo (jeden z dwóch wariantów niebieskiego szlaku, dzięki czemu nieco skracamy sobie drogę i omijamy Kalatówki. Ponieważ droga jest dobrze przetarta i nie ma na niej lodu, dość szybko docieramy do schroniska na Hali Kondratowej. Nie wchodzimy jednak do środka – w planie mamy zajrzeć tu w drodze powrotnej.

Za schroniskiem jakość szlaku jest już znacznie gorsza. Widać, że przemieszcza się nim sporo ludzi, ale w nocy sypał śnieg i jest go sporo także na ścieżce. Zakładamy raki i rozpoczynamy wędrówkę w stronę Wyżniej Kondrackiej Przełęczy. Ponieważ ogłoszono drugi stopień zagrożenia lawinowego, nie chcemy ryzykować i podejmujemy decyzję o podchodzeniu na przełęcz wariantem zalecanym przez Toprowców – mniej więcej na wysokości Piekła (skała poniżej szlaku) na mapie satelitarnej widoczny jest grzbiet, którym należy kierować się wprost na WKP. 

Zgodnie z tym, czego się spodziewaliśmy, ten wariant nie jest przetarty. Turyści co prawda mijają Kondracką Przełęcz, ale na jej położoną wyżej siostrę skręcają kilkaset metrów dalej. Rozpoczynamy torowanie. Idziemy prawidłowo – pomimo obfitych opadów, śnieg sięga nam maksymalnie przed kolana. Nachylenie stoku i świecące w plecy słońce robią jednak swoje – gdy w końcu docieram na przełęcz, jestem zmordowany i wypijam cały zabrany przez siebie zapas wody. Od tej pory, będę gasił pragnienie rozpuszczonym w butelce śniegiem (Krzysiek od początku proponuje mi, żebym pił jego wodę – zabrał jej więcej – ale nie chcę, żeby i jemu jej zabrakło)

Gdy odpoczywamy na przełęczy, przechodzi obok nas dwóch młodych chłopaków w ekwipunku krupówkowym. Wybierają się na Giewont. Zastanawiam się, czy nie będziemy musieli wkrótce wzywać TOPR. Mijamy ich przed łańcuchami. Zrządzenie losu powoduje, że ze szczytu schodzi osobnik, którego paniczne ruchy odbierają młodzieńcom resztki animuszu. Postanawiają zawrócić, za co dostają od nas zasłużone pochwały. 

Podczas podejścia na Giewont wykorzystujemy najpierw łańcuchy, później w ruch idą czekany i przednie zęby raków. Na szczycie oprócz nas są jeszcze dwie osoby. Patrzą na nas z ukosa, gdy Krzysztof ze śmiertelną powagą szuka miejsca, w którym dałoby się zjechać na sankach. Robimy sobie zdjęcie pod krzyżem, chwilę później z krzyża spada bryła lodu – chciało by się rzec zimowe standardy. Gdy schodzimy z wierzchołka, przekonuję się, że posiadanie sprzętu często nie idzie w parze z umiejętnością jego wykorzystania. Poruszam się za parą, która towarzyszyła nam na szczycie i dziękuję Bogu, że jestem nad nimi – doskonale wyekwipowana dziewczyna nie ma pojęcia jak używać czekana, raki przeszkadzają jej bardziej, niż pomagają i w pewnym momencie uśmiecham się pod nosem, ponieważ to co wyczynia kojarzy mi się z „Ministerstwem Głupich Kroków”. Koniec, końców na nikogo nie spada, opuszczamy Giewont i kierujemy się na Kopę Kondracką.

Szlak na Kopę jest dość dobrze przetarty. Czasami zapadamy się w śniegu, ale na ogół dość płytko, dzięki czemu sprawnie poruszamy się naprzód. Obserwujemy skiturowców, którzy zjeżdżają z Przełęczy Pod Kopą Kondracką i decydujemy, że do schroniska zejdziemy przez tę przełęcz. Początkowo zastanawiamy się, czy nie schodzić po Łopacie, ale napotkani na Kopie narciarze przekonują nas, że stok jest bezpieczny – zjeżdża i podchodzi nim od rana kilkanaście osób. Jak to często bywa, rzeczywistość nie jest tak kolorowa, jak by się chciało – około pół godziny później stajemy u podstawy stoku z duszą na ramieniu i pełnymi gaciami. Następnie, bez słowa kierujemy się do schroniska. Po posiłku odzyskujemy humor i mocno ociągamy się z powrotem do Kuźnic. W końcu i do nich docieramy, człapiemy na parking i wracamy do domów.

Galeria

Scroll to Top