Opis zimowej wycieczki na Czerwone Wierchy.

Czerwone Wierchy zimą

 

Przebieg: Kiry – Ciemniak – Krzesanica – Małołączniak – Krzesanica – Ciemniak – Kiry

Dystans: 15.9 km

Szacowany  czas  przejścia: 9:02 h

Suma podejść: 1487 m

Suma zejść: 1487 m

Szczyty na szlaku: Twarda Kopa (2026 m), Ciemniak (2096 m), Krzesanica (2122 m), Małołączniak (2096 m)

Parking: 20 zł. płatne u parkingowego

Schroniska na szlaku: brak

Trudności techniczne: brak, 

Wycieczkę rozpoczynamy na parkingu u Bukowskich w Kirach. Opłata za cały dzień wynosi 20 zł, plac jest spory, więc nie powinno być problemu z pozostawienie samochodu w godzinach porannych. W przypadku braku miejsca, można go poszukać na innych parkingach – w okolicy jest ich kilka, a ceny nie odbiegają od tej, którą podałem. Z tego, co mi wiadomo, tu gdzie parkujemy, nie można płacić kartą (podobno da się Blikiem), ale taka forma płatności jest możliwa na znajdującym się nieopodal parkingu TPN.

Wędrówkę rozpoczynamy w niemal wiosennej aurze. W dolinie topniej śnieg, a prognozy dla Doliny Kościeliskiej mówią o kilkunastu stopniach powyżej zera. Na szczytach ma być jeszcze zimno, ale wysoka temperatura daje mi się szybko we znaki. Nie bez znaczenia jest tu zapewne to, że na Czerwone Wierchy idę w towarzystwie Moniki, która mogłaby się podpisać pod sentencją Forresta Gumpa – „odtąd zawsze jak gdzieś szedłem, to biegłem”.

W planach mamy wejście na Ciemniaka czerwonym szlakiem, przejście przez Krzesanicę na Małołączniaka i powrót tą samą drogą. Z powodu II stopnia zagrożenia lawinowego i spodziewanych warunków, odrzucamy możliwość zejścia innym wariantem, ponieważ ten, który wybraliśmy, jest zdecydowanie najbezpieczniejszy (moim zdaniem jest to jednocześnie jeden z najbezpieczniejszych szlaków zimowych prowadzących na tatrzańskie dwutysięczniki)

Po przejściu  przez kładkę nad Miętusim Potokiem wchodzimy na mocno oblodzoną, ścieżkę. Ponieważ spod cienkiej warstwy śniegu wystają liczne kamienie, zakładamy raczki – to one sprawdzają się w takich warunkach najlepiej – i w nich kontynuujemy podejście. Wraz ze wzrostem wysokości, zwiększa się ilość śniegu, a po minięciu Pieca wędrujemy już w typowo zimowej aurze. Gdy pod butami pojawiają się pierwsze bryły lodu (bardzo częsta sytuacja podczas poruszania się w raczkach w mokrym śniegu), przystajemy i wymieniamy raczki na raki.

Szlak jest świetnie przetarty. Przed nami i za nami porusza się sporo turystów. Obawiamy się, że zupełnie inaczej może być na zimowym obejściu Upłazańskiej Kopy, gdy jednak na niego wchodzimy, zauważamy, że martwiliśmy się na zapas – obejściem wędrują dziś wszystkie osoby. Po dotarciu na Chudą Przełączkę robimy krótką przerwę i kontynuujemy podejście w kierunku Twardej Kopy. Kilka minut później zaczyna mnie szarpać osoba, którą wyprzedam. Odwracam się w jej kierunku i widzę, że to młody, uradowany chłopak. Gdy zastanawiam się, o co chodzi, pojawia się koło nas jego ojciec. Okazuje się, że chłopak ma zaburzenia psychiczne, ale lubi góry i kiedy tylko się da, razem po nich wędrują. Oboje są przesympatyczni i trochę nam żal, gdy ich opuszczamy. Na odchodnym robię im pamiątkowe zdjęcie z Moniką – na twarzy młodziana znów pojawia się szeroki uśmiech. 

Niebawem docieramy na Twardą Kopę, a kilka minut później wchodzimy na Ciemniaka. Od razu uderza w nas silny wiatr. Odtąd jego podmuchy będą nam towarzyszyć aż do zejścia z grani. Postanawiamy na chwilę przysiąść i posilić się przed dalszą wędrówką. Kilkanaście minut później jesteśmy już w drodze na Krzesanicę. Tu mamy mały dylemat – musimy zdecydować, którą z dwóch widocznych ścieżek podejść na szczyt. Jedna z nich podąża w lewo na grań, druga odchodzi w prawo i trawersuje zbocze. Zgodnie stwierdzamy, że ponieważ nie ma nawisów, bezpieczniej będzie wejść na grań; tym wariantem posuwamy się dalej. 

Na Krzesanicy nie zatrzymujemy się zbyt długo, ponieważ mocno wieje. Niestety jeszcze gorzej jest w drodze na Małołączniaka – tu podmuchy osiągają jeszcze większą siłę, na dodatek szybko wyziębiają. Zakładamy na siebie dodatkowe warstwy odzieży i tak opatuleni wchodzimy na szczyt. Tu również jesteśmy krótko – robimy kilka zdjęć i zawracamy. Na dłuższą przerwę pozwalamy sobie, dopiero gdy z powrotem dochodzimy na Ciemniaka. Wiatr ma tu znacznie mniejszą siłę, dzięki czemu możemy we względnym spokoju podziwiać panoramę Tatr Zachodnich. Zejście do doliny obywa się bez przygód. Po południu wracamy na parking i udajemy się w drogę powrotną do domów. 

Galeria

Scroll to Top