Opis wycieczki na Czerwone Wierchy przez Kobylarzowy Żleb.

Czerwone Wierchy przez Kobylarzowy Żleb

 

Przebieg: Kiry – Przysłop Miętusi – Małołączniak – Krzesanica- Ciemniak – Kiry

Dystans: 15.8 km

Szacowany  czas  przejścia: 8:20 h

Suma podejść: 1393 m

Suma zejść: 1393 m

Szczyty na szlaku: Małołączniak (2096 m), Krzesanica (2122 m), Ciemniak (2096 m), Twarda Kopa (2026 m),  

Parking: 20 zł, płatne u osoby z obsługi

Schroniska na szlaku: brak

Trudności techniczne: odcinek z łańcuchami, brak fragmentów mocno eksponowanych

Wycieczkę rozpoczynamy na parkingu u Bukowskich w Kirach. Opłata za cały dzień wynosi 20 zł, plac jest spory, więc nie powinno być problemu z pozostawienie samochodu w godzinach porannych. W przypadku braku miejsca można go poszukać na innych parkingach – w okolicy jest ich kilka, a ceny nie odbiegają od tej, którą podałem. Z tego, co mi wiadomo, tu gdzie parkujemy, nie można płacić kartą (podobno da się Blikiem), ale taka forma płatności jest możliwa na znajdującym się nieopodal parkingu TPN.

Po wejściu na teren Parku zmierzamy zielonym szlakiem na Cudakową Polanę. Tu skręcamy w lewo i kierujemy się w stronę Przysłopu Miętusiego. Ścieżka łagodnie pnie się w górę, jedynie przed samą przełęczą czeka nas nieco bardziej strome podejście. Nie sprawia nam ono jednak większych trudności i  dość szybko docieramy na Przysłop.

Tu robimy krótką przerwę na posiłek i rozmowę z napotkanymi osobami. Kilkanaście minut później ruszamy w stronę Kobylarzowego Żlebu. Początkowo charakter szlaku nie odbiega od tego, który znamy z dotychczasowej wędrówki – idziemy wygodną, lekko nachyloną, malowniczą, leśną ścieżką. Większy wysiłek czeka nas dopiero w okolicach Kobylarza.

Teraz mamy przed sobą wymagające, kamieniste podejście, które bardziej przypomina szlaki w Tatrach Wysokich niż Zachodnich. W najbardziej stromym odcinku zainstalowano łańcuchy, jednak nie należy się ich obawiać – fragment skały,  na który trzeba się wdrapać, można bez trudu pokonać bez ich pomocy. 

Za łańcuchami ścieżka jest już mniej nachylona, jednak do końca Żlebu mamy jeszcze sporą odległość. Pamiętamy także o tym, że po wejściu na Grań, czeka nas jeszcze dość długi i monotonny marsz na pierwszy z wierzchołków Czerwonych Wierchów, które mamy dziś w planach odwiedzić. Idziemy więc spokojnie, starając się tracić niepotrzebnie sił. 

Na Małołączniaku wyjątkowo nie wieje. Możemy dzięki temu w odpocząć, a ponieważ dopisała nam pogoda, mamy szansę nacieszyć oczy widokiem tatrzańskich szczytów. Przyglądamy się turystom na Kopie Kondrackiej i sporej grupie osób idących w stronę Kondrackiej Przełęczy. Zapewne część z nich ma w planach wejście na Giewont, my chcemy odwiedzić go ponownie za kilka tygodni, w zimowej aurze.

Z Małołączniaka idziemy na Krzesanicę. Tu po raz kolejny fotografujemy kamienne kopczyki i rozgryzamy topografię Niżnych Tatr. Ponieważ niedawno, podczas wycieczki na Baraniec, część naszych wątpliwości rozwiali sympatyczni młodzi Słowacy, mamy dziś ułatwione zadanie. Dzięki temu nie tracimy zbyt dużo czasu i udajemy się w dalszą drogę. 

Gdy docieramy na Ciemniaka, zaczyna mocno wiać. Opuszczamy więc szybko szczyt, mijamy Twardą Kopę i dobrze nam znanym, czerwonym szlakiem schodzimy do Doliny Kościeliskiej. Stąd pozostaje nam już tylko kilkunastominutowy marsz na parking, na którym zostawiliśmy nasz samochód.

Galeria

Scroll to Top